152 091,58 - 21,12 - 21,37 = 152 049,09
Dwa kolejne dni z rzędu w moim ukochanym Makowie (。◕‿‿◕。)
Udało się najpierw we wtorek zrobić półmaraton z 501m przewyższeń, a w środę co prawda bardziej płasko (388 m up) za to papaton ( ͡º ͜ʖ͡º)
Tempo bez rewelacji, oba biegi ciupinkę ponad dwie godziny. Ale widoki były tak boskie, że wszystko rekompensowały (。◕‿‿
Dwa kolejne dni z rzędu w moim ukochanym Makowie (。◕‿‿◕。)
Udało się najpierw we wtorek zrobić półmaraton z 501m przewyższeń, a w środę co prawda bardziej płasko (388 m up) za to papaton ( ͡º ͜ʖ͡º)
Tempo bez rewelacji, oba biegi ciupinkę ponad dwie godziny. Ale widoki były tak boskie, że wszystko rekompensowały (。◕‿‿
Rano nie było jak, ale jestem uparty i musiałem przynajmniej cokolwiek pobiegać.
Akurat do setki w tym miesiącu brakowało 8 km, więc uznałem że mała, spokojna przebieżka po osiedlu powinna wystarczyć. Dokończyłem odkurzanie piętra i uznałem, że najwyższa pora wyskoczyć póki nie jest zbyt późno - 21:13, Słońce akurat zaszło więc miało być całkiem fajnie i ładnie.
Było rzeczywiście fajnie - niby aż 18°C, ale odczuwalnie był to bardzo przyjemny chłodek. Oczywiście nie było chłodno, o czym mogłem się przekonać gdy tylko na chwilę się zatrzymałem. Słonko grzecznie schowało się za horyzontem i zapewniło ładną oprawę wizualną, wciąż dając niemało światła. Dopiero pod koniec, biegnąc po krzywym chodniku oddzielonym od latarni gęstymi krzakami, zacząłem żałować że nie mam na sobie