Durny artykuł na temat Mokotowa jakiego nigdy nie było XD
Artykuł Agaty Czarnockiej jest czwartym z nich. Niestety.
xxxxyyyy z- #
- #
- #
- 3
Artykuł Agaty Czarnockiej jest czwartym z nich. Niestety.
xxxxyyyy zDziennikarstwo na poziomie mułu. Recenzja artykułu z wybiórczej.
Kolejny etap Polska Stories za nami. Od 24 października do 19 grudnia na łamach weekend.gazeta.pl publikujemy reportaże uczestników programu. Artykuł Agaty Czarnockiej jest czwartym z nich.
https://weekend.gazeta.pl/week...
Kino Iluzjon
– Saska Kępa, Mokotów, Żoliborz – się mówiło, że mieszka inteligencja.
Na Mokotowie mieszkała inteligencja ale w mniejszości i dawno temu. Na Mokotowie w okolicach które opisuje autorka zawsze mieszkało więcej dresiarzy i złodziei niż inteligencji. Autorka w żaden sposób nie opisuje z czego składa się stary Mokotów. Jej wywód jest jakimś bełkotem, zlepkiem nic nieznaczących historii oderwanych od siebie. Nigdzie nie odnosi się również do faktu istnienia parku Pole Mokotowskie co jest żałosne i urąga jakimkolwiek standardom nawet tego pseudo dziennikarstwa. Tak samo nie odnosi się do historycznych koncepcji które ukształtowały Mokotów.
I tak było. Mieszkało tu wielu ludzi sztuki i polityki. Teraz ich już nie ma – zaczyna opowieść, siadając przy cudem zajętym (wyolbrzymienie po ch**j?) miejscu przy kawiarnianym stoliku przy Iluzjonie. – Metro nam tutaj zmieniło cyrkulację, podejście i ci ludzie, którzy zamieszkiwali w tych willach, wyprowadzili się, a wille pozamieniały się w firmy. – Po chwili namysłu dodaje: – Metro uprzemysłowiło dzielnicę.
Co za bzdury. Metro poprawiło komunikację a w następstwie tego ludzie zaczęli wynajmować domy, ale nie w stopniu jaki opisuje autorka. Pojedyncze tak.
Kino Iluzjon, dawniej kino Stolica, jest na tyle znaczącym obiektem, że w niektórych ofertach wynajmu mieszkań, zamiast odległości do metra, podana jest odległość do Iluzjonu (Archiwum autorki).
W jej dziecięcych wspomnieniach Stary Mokotów był oddzielnym mikromiastem, a może jedną wielką rodziną – w najbliższej okolicy był szewc, rzeźnik, pasmanteria, wszyscy się znali. Dzisiaj rzeźnika zastąpiły sieciówki, a szewców i krawcowych z roku na rok ubywa, szczególnie po pandemii, mimo że lokalna społeczność próbuje wspierać wieloletnie interesy sąsiadów.
Wszystkich rzemieślników ubywa i się zamykają. Jest to ogólnopolski trend o ile nie światowy. Argument jest z d**py. Rzeźnika od dawna już nie ma. Był na Rakowieckiej sklep z mięsem ale upadł i se ryj rozwalił. Zostało jeszcze sporo rzemieślników. To młodzi powinni się uczyć i zakładać pracownie.
Autorka widać że nie mieszkała na Mokotowie tylko wynajmuje. Wszystkie społeczne interakcje mają swój zalążek w podstawówkach 70 i 37. Z nich się wywodziły wszystkie wspólne znajomości. Także licea miały zawsze swoją rolę w budowaniu więzi. Ale tylko w podstawówkach mieszało się menelstwo z inteligencją. Tak samo nie można nie doceniać roli jaką w tamtym czasie odgrywał kościół św Andrzeja Boboli. Był on znaczącym elementem w strukturze społecznej w latach 90-tych i 2000. Oczywiście teraz wygląda to zupełnie incaczej.
Rozwój komunikacji miejskiej wszystko zmienił; przyspieszył napływ ludzi spod Warszawy. Późniejsze przekształcenia własnościowe doprowadziły do tego, że wielu mieszkańców się wyprowadziło, a mieszkania, które niegdyś zajmowali znajomi pani Katarzyny, zostały przeznaczone na wynajem. Według pani Katarzyny to sprawia, że mieszkańcy mniej dbają o dzielnicę. W wynajmowanym mieszkaniu trudniej zadbać o dobro wspólnoty.
O dobro wspólnoty ma dbać spółdzielnia a nie mieszkańcy. Za to się płaci spółdzielniom aby ogarniały temat. Zrzucanie odpowiedzialności na mieszkańców za wszystko jest manipulacją.
W takim razie kto na Mokotowie został? Pani Katarzyna odpowiada, nie przebierając w słowach: zostali między innymi "menele", którzy również nie dbają o otoczenie i wyrzucają puszki po piwie, gdzie popadnie. Wspomina, że kiedyś wszyscy żyli tu razem, czuli się bezpiecznie, nie zamykali mieszkań.
Menele byli zawsze, autorka musiała przespać ostatnie 40 lat. Na każdej z ulic były grupy które się napier***ły. Komunistyczne mieszanie elentów społecznych doprowadziło do tego że inteligencja mieszkała z żulami i przestępcami. Takie Alternatywy 4.
Teraz, jeśli nie ma się dobrego łańcucha do roweru i porządnego zamka w drzwiach, można być pewnym, że dobytek szybko się skurczy, bo na Starym Mokotowie równie często jak tanie piwa ze sklepowych półek znikają rowery i drogocenności z mieszkań usytuowanych na parterze. – Problematyczni mieszkańcy już na szczęście wymierają, a my się zamykamy w naszych bramach i już nam nie sikają – opowiada kobieta.
Na Mokotowie w okolicach Łowickiej zawsze kradli, zawsze można było w ryj dostać albo być skrojonym. Jak pisałem wielu mieszkańców miało kogoś w pierdlu na Rakowieckiej. Wielu kradło. Na moim osiedlu była ekipa co podpierda**ła opny z samochodów każdej nocy. Jeden z nich wynajmował garaż w którym chowali fanty z nocy.
Strach przed kradzieżą wyczuwa się na facebookowej grupie mieszkańców, gdzie przynajmniej raz w tygodniu w okresie letnim dodawane są posty o kradzieży i włamaniu lub ostrzeżenia osób, które zbyt długo lekceważyły kondycję łańcuchów zabezpieczających rowery zaparkowane w podwórkach. "W ubiegłym tygodniu w przeciągu 2 weekendowych nocy w okolicach Batorego/ Niepodległości zaginęły 3 przypięte rowery, w tym mój, więc uważajcie" – ostrzega mieszkanka dzielnicy w odpowiedzi na kolejny post o skradzionym rowerze.
XDDD
Z kina Iluzjon można przejść na tę ładniejszą stronę ulicy Kwiatowej, tę, przy której rosną jakiekolwiek drzewa. Śpiew ptaków co jakiś czas przerywa przekleństwo dobiegające z głębi podwórek po drugiej stronie ulicy. Ale tutaj nikt nie słucha krzyków, tylko rozmów o sztuce i kulturze, przy okazji zajadając się ciasteczkiem z rabarbarem za jedyne 16 zł.
Otwarcie pracowni cukierniczej Panna (nie mylić z cukiernią) w tak bliskim otoczeniu kina Iluzjon nie było zaskoczeniem, bo Stary Mokotów z roku na rok coraz bardziej się rozbudowuje, zapełnia się kawiarniami, barami i restauracjami. W Pannie wyroby cukiernicze są równie smaczne, co drogie, ale to nie problem; w kolejce po jagodziankę za 16 zł stoją osoby, które kupują od razu 20 sztuk, by szybko odjechać swoim luksusowym samochodem i zepsuć humor osobie w kolejce za nimi, która od tygodni czatowała na bułkę przed sold outem o godzinie czternastej.
Oj, ale autorka puściła wodze fantazji. Nikt nie przyjeżdża furą po ciastka i nie wykupuje całego asortymentu XD. Tam nie ma takich obsrańców co by się obsrali i kupili 20 drożdżówek czy jagodzianek.
Stary Mokotów to także dzielnica wyjątkowa, bo prawie nie ma tu wieżowców. Przeważa niska zabudowa i kamienice oraz charakterystyczne dla Starego Mokotowa podwórka. Na tym za Panną stoi zaparkowana biała tesla, a obok panowie w dresach degustują tani alkohol.
Podziękujmy za ten brak wysokiej zabudowy planowi zagospodarowania. Należałoby tu o tym wspomnieć.
Większość z okolicznych kamienic jest już odnowiona, ale gdzieniegdzie trafiają się koszmary, jak okryta złą sławą kamienica przy Kwiatowej 24, zbudowana w 1936 roku według projektu Leonarda Kario, która w momencie wybuchu wojny należała do księcia Jerzego Lubomirskiego. Dzisiaj nie kojarzy się z polskim dorobkiem architektonicznym ani tym bardziej z książętami: wymaga gruntownego remontu, a z mieszkań komunalnych, które się w niej znajdują, równie często jak głośną muzykę disco polo słychać odgłosy kłótni.
Tego nie da się czytać. Fantasmagorie autorki podsycane jakimiś jednostkowymi zdarzeniami.
W tej okolicy dobrze patrzeć pod nogi, bo Stary Mokotów zasypany jest czarnymi puszkami po piwie Romper. Czarne rompery mają magiczną właściwość – nigdy nie lądują w koszu na śmieci. Sprzedawca z Żabki narzeka, że mimo niskiej ceny, bo zaledwie 2,20 zł za puszkę, klienci znikają bez płacenia, więc przez jakiś czas na miejscu romperów widniała kartka, że ten rarytas można kupić dopiero po bezpośredniej prośbie do żabkowego sprzedawcy.
Na ścianie po drugiej stronie ulicy często wiszą plakaty Fundacji Kornice. Podczas protestów antyaborcyjnych na plakacie z płodem zwolennicy i przeciwnicy aborcji prowadzili polemikę markerem. Na plakatach zmaterializował się konflikt, który był niespodziewany, bo przecież Stary Mokotów to tolerancja i wolność wyboru.
Madalińskiego
Naprzeciwko Żabki, po drugiej stronie ulicy znajduje się ławeczka, wprost idealna do tego, aby świeżo zdobytego, legalnie lub nie, rompera wypić.
Autorka ma fiksację na temat opisywania meneli z Romperem
Przy tej części Madalińskiego stoją dwie ławki. Jest to bardzo przyjemne miejsce do przesiadywania; tuż obok znajduje się co prawda dość ruchliwa ulica, przez którą można dostać się do sklepu, ale pomiędzy ławkami jest pełno zieleni, która zmienia się wraz z porami roku. Tej wiosny na połaciach międzyławkowych rosło mnóstwo wielkich, różowych tulipanów. Widok jak z bajki, gdyby w bajkach zamiast zaczarowanych grzybów wyrastały puszki po czarnych romperach.
XD
"Człowiek sobie myśli, ile lat tu mieszkał, ponad 40, a tu tylko woda, woda i woda"
Ta ławka to zalążek dawnych czasów sąsiedzkiej życzliwości i wzajemnego wsparcia, kiedy to na podwórkach sąsiedzi zbierali się, aby porozmawiać, podzielić się jedzeniem i nowinkami z życia sąsiedzkiego, zupełnie jak przy stole w wielkiej rodzinie.
Nigdy nie widziane przez 20 lat mieszkania na Mokotowie
Ławka jest też jedynym miejscem, gdzie pani Grażyna może spędzić wolny czas, bo koszty korzystania z okolicznych atrakcji przewyższają jej możliwości finansowe. Drogie kawiarnie, bary z kraftowymi piwami, restauracje z pomarańczowym winem za 30 zł za kieliszek dla pani Grażyny są niedostępne. Nawet filmy w Iluzjonie przeznaczone są raczej dla kinomanów koneserów, którzy docenią starą czeską komedię albo alternatywny czarno-biały dramat.
Po chwili do pani Grażyny dołączają jej córka z mężem i z psem, aby porozmawiać o codziennych sprawach. Trzeba korzystać z ciepłych dni, bo później nie będzie gdzie wychodzić.
Jeśli ktoś nie lubi siedzieć na ławce, po wyjściu z Żabki może pójść w przeciwną stronę i zwiedzić drugą część Kwiatowej. Właśnie tam swoje mieszkanie ma Hubert.
Kwiatowa, ta brzydsza
Hubert Kożuchowski mieszka na Starym Mokotowie od października, ale wyróżnia go to, że nie wynajmuje mieszkania, ale je tutaj kupił.
Na lokalnych grupach jest tą osobą, która aktywnie działa w kierunku transformacji otoczenia na lepsze, a wolny czas poświęca między innymi na próbę poprawienia jakości życia swojego i sąsiadów. Hubert mieszka po drugiej stronie ulicy Kwiatowej, "przy tej gorszej Kwiatowej" – mówi. Gorszej, ponieważ przy jego Kwiatowej nie ma ani jednego drzewa, a temperatura nawierzchni latem dochodzi do 50 st. Celsjusza. To ten upał spowodował, że Hubert postanowił działać i zawalczyć o swoją ulicę. I chociaż jest przyjezdny, dzięki swojemu zaangażowaniu stał się znany wśród okolicznych mieszkańców.
Lokalne grupy słowo klucz określające miejscowych pieniaczy. A ulicą zarządza miasto a nie lokalna grupa.
Oddalone od Starego Mokotowa nowoczesne osiedle przy Racławickiej (Grand Warszawski)
Mimo że mieszka w klimatycznej kamienicy z czerwonej cegły, z wysokimi sufitami, to przez temperaturę i same zaparkowane samochody przez swoją część Kwiatowej Hubert raczej przemyka, byle dostać się do tej części dzielnicy, która go przyciągnęła. Dobrze skomunikowanej, z licznymi parkami i niską zabudową. Po rozmowach z sąsiadami postanowił działać i dziś współtworzy Społeczny Komitet Ulicy Kwiatowej, którego postulatem jest naniesienie zieleni trwałej na mokotowską ulicę.
– Bardzo mnie zdziwiło, że tego nie ma. Bardziej sobie wyobrażałem, że spotkam grupy, które funkcjonują, na Starym Mokotowie jest dużo fajnych inicjatyw, ale są rozproszone, a jesteśmy społecznością, która mówi wspólnym głosem, która chce drzew – opowiada.
Obecnie do Komitetu dołączyli przedstawiciele z każdego budynku z pustynnej Kwiatowej. Hubert zamierza pójść krok dalej i zacząć odwiedzać towarzyszy niedoli, czyli mieszkańców bezdrzewnej ulicy, aby podpisali się na liście, dzięki której na łysej Kwiatowej być może w przyszłości zostaną zasadzone drzewa.
Pomysł zazielenienia Kwiatowej nie każdemu przypadł do gustu. Niewielka część sąsiadów twierdzi, że skoro drzew tutaj nie było, to i teraz nie powinno ich być. Jedna z sąsiadek, której nie podobało się zazielenianie wspólnej przestrzeni przez Huberta, od tamtej pory negatywnie się o nim wypowiada i rozpowiada kłamstwa na jego temat wśród sąsiadów, którzy nie mają dostępu do internetu i nie mogą sami śledzić działań mężczyzny. Sąsiadkę zna z grupy, którą sam założył, aby lepiej komunikować się z resztą mieszkańców kamienicy.
Kwiatowa jest usytuowana na osi północny - zachód / południowy - wschód. większość czasu panuje tam cień. O co im chodzi?
Dzieciństwo Moniki toczyło się na podwórku między Wiktorską, Łowicką a Dąbrowskiego. Mieszkała tam z rodzicami w mieszkaniu komunalnym po dziadkach. Podwórko jakich wiele w tej okolicy, jednak to konkretne wyróżnia przeszłość.
Jej znajomi z podwórka byli dziećmi mafii, a w okolicznych bramach odbywały się egzekucje. Monika wychowała się na tle zdarzeń, które przypominają o tej mniej chlubnej historii dzielnicy: o narkotykach, mafijnych porachunkach i przemocy. W święta Bożego Narodzenia 2002 roku, kiedy Monika miała siedem lat, zamordowano matkę Kariny Surmacz; dziewczynka była koleżanką ze szkoły i podwórka Moniki. Karina po tej sytuacji zniknęła, ale pozostała na językach całej Polski. Monika długo nie była świadoma powagi sytuacji, a i tak tamte zdarzenia nie odbiły się na zabawach z podwórka: bez podziałów i wykluczenia.
W latach 90 - tych wszędzie działała mafia również i na Mokotowie. Rozważania kompletnie oderwane od mięsa rzeczywistości. Jak pisałem, więzienie na Rakowieckiej nie sprzyjało bezpieczeństwu. Autorka w zasadzie nie odnosi się do tego faktu. Jej wywody w żaden sposób nie oddają klimatu Mokotowa z lat 1990-2000. Pomija nawet fakt istnienia parku Pole Mokotowskie który w znaczący sposób odbija się na sprawie którą opisuje.
Później bywało i tak, że Monika bała się wracać sama do domu, ale dziś na Starym Mokotowie czuje się bezpiecznie. – Wiem, że jeśli spotkam jakiegoś dresiarza, to będzie to pewnie jakiś brat koleżanki lub kolega z dzieciństwa – wyjaśnia. – W dzieciństwie nie byłam świadoma, że to jest niebezpieczne, i dopiero teraz, po 20 latach, widzę, że nie było to środowisko, w którym chciało się wychowywać dzieci.
Monika wspomina Stary Mokotów jako miejsce zapełnione przez starszych ludzi, ogolonych na łyso mężczyzn w dresach i zaledwie garstkę dzieci, których łączyły wspólne podwórka.
Monika od dawna jest samodzielna i nie mieszka już w dawnym miejscu, ale dalej trudno jej się pożegnać ze Starym Mokotowem. Obecnie wynajmuje mieszkanie w kamienicy przy ulicy Puławskiej. I chociaż dzielnicę kocha i czuje się w niej jak w domu, to sporo rzeczy jej przeszkadza. Na przykład to, że gdy idzie do kawiarni, tej przy kinie Iluzjon, czuje się niezręcznie, bo nie ma tak modnych butów i nie jest tak świetnie ubrana jak pozostali goście. Monika przyznaje, że choć z dzielnicą jest związana od zawsze i kogo, jeśli nie ją, można nazwać staromokotowianką, to w takich miejscach czuje się nieswojo, czuje, że odstaje.
– Im bardziej się wyróżniasz, jesteś alternatywny, fajniej ubrany, tym bardziej tu pasujesz. Ja nie potrafię wsiąknąć w ten klimat – opowiada.
Zdradza mi, że na kawę najbardziej lubi przychodzić do sieciówki przy Puławskiej, co jak na Stary Mokotów jest nietypowym wyznaniem. Niemodnym. Widzi napływ ludzi do modnej dzielnicy, a nowi mieszkańcy momentami wydają się groteskowi.
– To my, osoby ze Starego Mokotowa, jesteśmy tacy ekologiczni, wszędzie jeździmy rowerem, mimo że pod domem stoi land rover, żywimy się energią słoneczną i pizzą z Polly Pizza – kwituje z przekąsem.
I chociaż chciałaby tu zostać na stałe, a jej historia splata się z przemianami dzielnicy, to nie stać jej, mimo dobrych zarobków, na zakup mieszkania na Starym Mokotowie.
Agata: Nadmiar czasu poświęcam na rzeczy, które są dla mnie ważne: wolontariat i aktywizm klimatyczny
Wpieranie aktywizmu osób które nie mają pojęcia o niczym jest przepisem na katastrofę
Komentarze (3)
najlepsze
Zalinkowałeś do złego artykułu.
Tu prowadzi link.
"No przecież oni tam w tych DPS-ach nic nie robią - dziadków biją i piją kawę"
Ale szczerze, to czy to nie jest po prostu tak że to już różnica pokoleń? Ewidentnie wiesz więcej o tym miejscu, a Agata pisze tak że oceniłem że ma 24 lata (sprawdziłem, ma 25), a sam tekst jest opisany informacją że to pierwsze kroki w pisaniu reportaży.