KIEROWNICY BUDOWY vs ROBOLE 5
Kierownik zwalnia robola, a potem chce go z powrotem? Konserwator naprawia dźwig drutami, a przed kabiną leżakują plastikowe butelki z whisky.
Dzony_012 z- #
- #
- #
- #
- #
- #
- 39
Kierownik zwalnia robola, a potem chce go z powrotem? Konserwator naprawia dźwig drutami, a przed kabiną leżakują plastikowe butelki z whisky.
Dzony_012 z Break stuff
Jak to nawijał wokalista pewnej zacnej kapeli, w wolnym tłumaczeniu: "To jeden z tych dni w których nie chcesz się obudzić. Wszystko jest zjebane, wszyscy posysają." Piątek. Tygodnia koniec i początek. Obudziłem się za późno, całą drogę do roboty jechałem za konwojem autobusów i ciężarówek, wywaliło mi kontrolkę check engine, a na deserek podczas parkowania włączyła się kontrolka rezerwy paliwa.
W kabinie ukrop. Słońce prażyło okrutnie, a duet Zygmunt i Sweter dokazywali bez opamiętania. Wszyscy byli wyjebani. Od tygodni pisałem prośby o pracę w systemie zmianowym. Tyrałem 11-12 godzin dziennie. Czasem dłużej. Plus godzinę w samochodzie na dojazd i ponad godzinę na powrót. W godzinach wieczornych Morenka była zagracona samochodami bardziej niż umysł sześciolatka i kierownika dziecinnymi zachciankami. Potem jeszcze zjazd z tranzytu na obwodnicę zamieniał się w parking. Małe światło w tunelu zapalił Emil. Spiżowy cieśla szalunkowy narzucił potworne tempo prac, ale w zamian mieliśmy skończyć szybciej. Wyczerpany niczym pies po ruchaniu, przed czternastą dowiedziałem się, że pozamykaliśmy wszystkie ściany. Teraz tylko przerwa, beton i fajrant. Mieliśmy skończyć szybciej.
Kierasy oczywiście w opozycji do reszty świata jak zwykle miały swoją wizję świata. Beton miast o 14:30 przyjechał o 18. Przez trzy i pół godziny ekipa cieśli kryła się w cieniu swoich ścian, a mnie słońce opiekało jak na rożnie. Gotowałem się w tej szklarni bez klimy. Nigdy nie miałem udaru słonecznego, ale jeśli kiedyś byłem bliski, to właśnie wtedy. Lejemy spóźniony beton i było mi coraz gorzej. Pomarańczowe słońce całowało mnie mnie złotymi promieniami akurat na wysokości twarzy i jego powidok wypalał mi się w gałkach ocznych. Przepisy były jasne. Operator nie może pracować kiedy jest nietrzeźwy oraz przemęczony. Ja już nie miałem sił. Ani na pracę, ani, żeby się wkurwiać. Nie doczekałem przyjazdu kolejnej gruszki. Pierwszą wylaliśmy przed dziewiętnastą, potem zszedłem z dźwigu.
Telefon z wyjaśnieniami do Mnicha. Wyczerpany wyrzygałem wszystko. O zapierdolu, o nadgodzinach, o przedgodzinach, o pracy w przerwy, o chujowej kabinie, o fantastycznym zarządzaniu tą budową, o przemęczeniu trwającym całe miesiące i tak dalej. Miałem dość. U kierasów oczywiście bez zmian. Cały świat byłby idyllą, gdyby tylko nie ten kutas Dżony.
Kierownik 6
Poniedziałek. Idę do biura, a tam tylko Olka i chyba jeszcze ten Wojtas. Olka kazała czekać. Odbieram telefon od Swetra. Jeszcze dziś na Dźwig, a potem won. Pierdu pierdu. Nie przejąłem się ani trochę. Miałem tą budowę w dupie. Tylko jedna rzecz jeszcze mnie na niej trzymała. Ekipa. Zajebiści ludzie. Oczywiście grali mi na nerwach, ale po to są budowlańcy żeby wnerwiać operatora prawda? Robiło mi się z nimi super. Emil, Kaczorek no i Wuja przede wszystkim. Operatorzy też zajebiści ludzie. Z drugiej strony chujowy dźwig i te wszystkie głupie myśli i czyny powstałe pod mieniącymi się bielą kaskami. W poniedziałek rano jeszcze nie byłem pewny czy chcę zostać, czy uciekać. Wtem zadzwonił Mnich.
- Tak. Słucham.
- Dżony. Jesteś tam? Na budowie?
- Jestem, jestem.
- Słuchaj dostaliśmy od kierasów telefon ze skargami.
- Znowu? Co tym razem?
- Ponoć wystawiasz łeb za okno i nas obrażasz.
- Co? Kogo?
- Nas. Prezesa, mnie. Krzyczysz, że możemy ci obciągnąć.
No grubo kierasy pojechały. Zdarzyło mi się drzeć ryja z żurawia, ale dałem się na roboli co bez radia głupoty robili, albo na Swetrów z Zygmuntami. Nowe wymysły zrobiły mi ciepło.
- Jeszcze raz. Na kogo się wydzieram?
- Na mnie i na prezesa dźwigów.
- Mnich. Słuchaj. Ja może i mam swoje wady. Może i wydzieram się na debili kiedy inaczej nie dociera. Ale nie jestem takim kretynem, żeby nie wiedzieć kto mnie zatrudnia. To wy mi płacicie. Nie sram na rękę, która mnie karmi.
- No też tak myślałem, ale musiałem spytać.
- Mają jakieś nagranie? Filmik? Każdy ma teraz kamerę w telefonie.
- Nie. Żadnych filmików, ale rozpowiedzieli to po firmie.
- Kurwa mać. Dajesz temu wiarę?
- Eeee... nie takie wymysły się słyszało.
- Dzięki. To wiesz co? To może lepiej, żebym wypierdalał z tej budowy. Za chwilę jeden z nich znajdzie w internecie jakieś zdjęcie z rozjebaną ścianą i powie, że to ja. Skoro oni na takie pomysły w tych skargach wpadają, to przestaje to być zabawne i zaczyna robić się niebezpiecznie.
- Tak coś czułem, że to powiesz.
- Mam nadzieję, że w firmie też nie uwierzyli tym kretynom.
- Raczej nie, ale zaraz do nich przedzwonię.
Rozmawialiśmy jeszcze potem o trochę i po skończonej rozmowie pożegnałem się z ekipą. Pod koniec dnia, pod dźwigiem nastał czas pożegnań. Wpadłem wtedy do biura po robocie, pogratulowałem Swetrowi udanego wywalenia mnie z budowy, podziękowałem i odjechałem w stronę zachodzącego słońca.
Pajęczyna
We wtorek trafiłem na nową budowę. Praca 6-16. Mnich upewnił się, że nie wrzuci mnie do kolejnych maniaków godzinowych. Wchodzę na teren i widzę mojego nowiutkiego peinera sk76 z lat osiemdziesiątych. Jeszcze z ziemi zauważyłem leżakującą pod drzwiami kabiny kolekcję single malt'ów. Nowa ekipa miała ze mnie ubaw kiedy kląłem na operatorów którzy to po sobie zostawili. Potem śmiali się z biednego pomagiera kiedy powstrzymując odruch wymiotny ciskałem siedmioma napęczniałymi butelkami z fermentowanym trunkiem na palety z silką. Butelki trzaskały z głośnym hukiem i oblewały zawartością pustaki, które potem biedni pomagierzy musieli podawać murarzom. Ups.
Otwieram kabinę żurawia. Fotel wyrwany był z podłogi. Wyglądał i zachowywał się tak, jak obrotowe krzesło biurowe bez kół. Stojące na samym słupku. Żeby operator mógł usadzić na nim swoją dupę, w kabinie powstała pajączyna z drutów. Fotel przywiązany był drutami do wszystkiego do czego dało się go przywiązać. Dziury w podłodze, belki przy oknach, wieszak na ubrania. Drutów więcej niż czerwonych sznurków w pierwszym sezonie serialu Dexter. Siadam na fotel i wypierdalam się na ryj. Druty mocujące fotel od tyłu były za słabe i puściły pod ciężarem mojego sadła. Siadam głębiej i mało nie przewróciłem się na bok. Niektóre druty były luźne. W dodatku fotel obracał się i przesuwał po podłodze. Napiąłem mięśnie i zaparłem się stopami. W ten sposób dało się na nim siedzieć. Wystarczyło się nie ruszać. Chuja tam. Peiner sk76 jako jedyny znany mi ówcześnie żuraw miał hamulec obrotu w nodze. Nie było szans usiedzieć na fotelu i wcisnąć hamulec jednocześnie. Miał szybę pod nogami. Gdyby fotel mi na to pozwalał, mogłem pracować pod samą wieżą bez wychylania głowy za okno. Gdzie tam. Dolna szyba była uwalona pianką montażową, a te skrawki które się ostały, były zmatowione od piachu niczym po szlifowaniu papierem ściernym 80. Żuraw uwielbiał też psuć się w losowych momentach. Nagle, wodzak się zatrzymywał i dupa. Nie chciał jechać. Potem sam się naprawiał i przez jakiś czas działał.
Sterowało się nim wspaniale. Wodzak co chwilę się psuł, Obrót przyspieszał i zwalniał w losowych momentach, uginał się jak kolana Radosława Sikorskiego przed spodniami czarnoskórego prezydenta USA, co chwilę wypierdalałem się z fotelem i poprawiałem te majestatyczne druty. Żeby dopełnić obrazu rozpaczy ekipa nie szczędziła mi ponagleń przez radio kiedy przez to wszystko robota stała.
Wydzwaniam do konserwacji. Mówię, że ta kupa złomu nadaje się tylko na żyletki. Że ma ktoś przyjechać i zrobić porządek. Przyjechał konserwator. Dodał pajęczynie kilku drutów i nazwał to naprawą kabiny. Nie pomogło. Powiedział, że jakoś dam radę. Czekał też, aż żuraw sam się zepsuje, jak to miał wcześniej w zwyczaju. Chciał zobaczyć co niby w tym pancernym mocarzu mogłoby się zepsuć. Dowodził, że ten peiner był zbyt prostą konstrukcją i nic nie ma prawa tam zawodzić... Widać w peinerach fotele mocowane drutami to normalka. Siedział na górze przez godzinę, a żuraw, zgodnie z prawem murphy'ego uparcie nie chciał się zepsuć. W końcu zszedł z dźwigu, wpisał przegląd w dziennik konserwacji i odjechał. Wtedy właśnie znowu żuraw się zesrał. Hakowy na radiu przekazał mi pozdrowienia konserwatora. Konserwator powiedział mu, że dźwig jest dobry, tylko operatorzy jeździć nie umieją.
Imigrant - Emigrant
Blendzior trafił na mój poprzedni żuraw. Wytrwał tam tydzień. Jakiś czas później dał dyla z powrotem za granicę. Pytam go co w ogóle wrócił do naszego kraju kwitnącej cebuli? Miał małego synka. Wiedział, że zarobi mniej, ale chciał spędzić więcej czasu z rodziną. O ironio ostatecznie okazało się, że miał go jeszcze mniej niż kiedy pracował za granicą. Potem kilkoma epitetami podsumował BHP i zarządzanie polskimi budowami, a na koniec skwitował zarobki i fantastyczną jakość żurawi na których my polskie zwierzęta pracujemy. Trochę ponarzekaliśmy i znowu Blendzior zaczął mi rozpisywać marzycielskie wizje pięknych Liebherr'ów na zachodzie europy. W jego mniemaniu najlepszych dźwigów.
Złowrogi pośrednik 2
Jak długo wytrzymałem w pajęczej sieci peinera? Trafiłem tam we wtorek o szóstej. Po siódmej już dzwoniłem do Mnicha z prośbą o przeniesienie. Powiedziałem, że wytrzymam maksymalnie do środy. Przeciągnął termin na piątek. Jakoś w środę o tym zapomniałem znowu błagając o nowy dźwig.
- Mnichu, człowieku, zabierz mnie stąd. Ja tu zaraz oszaleję. Przyjechał konserwator i powiedział, że z żurawiem wszystko gra. No przecież pierdolca można dostać.
- No słyszałem już, że ponoć słaba maszyna.
- Słaba? Przewrócić go wpizdu i na żyletki. Tylko do tego się ten złom nadaje.
… cisza … Mnich zamilkł. W międzyczasie pracuję coś z chłopakami. Pytam w końcu:
- Halo?
- Jestem.
- Od poniedziałku gdzie idę?
- Jeszcze nie wiem. Ogarniam.
- Okay to czekam.
… cisza …
- Ale nie drą się na ciebie.
Powiedział Mnich. Zdziwiło mnie to.
- Co?
- No nie drą się. Przez radio
- A czemu mieliby się drzeć? Jest załoga dość głośna, ale nie żeby się wydzierać.
- A bo na poprzednich operatorów co tam miałem to przez radio same bluzgi leciały.
- … … … aha.
- No nic Dżony. To wytrzymaj Tam do piątku, a potem się zobaczy.
- Jeszcze jedno.
- Tak?
- Rozmawiałem z Blendziorem. Nawciskał mi bajek o żurawiach marki liebherr. Ponoć super maszyny. Gdyby się dało to chciałbym na liebherze robić.
- Ech ... Zobaczymy co się znajdzie.
W piątek po robocie, jako strzęp człowieka idę do biura podpisać raport za cztery dni na tym trupie. Kierownik miał fantastyczny humor. Uśmiechał się szeroko kiedy podpisywał raport. Potem pokazał mi listę nazwisk wiszącą na ścianie.
- Wiesz co to jest?
- Nie wiem.
- Operatorzy na tym dźwigu. Ty jesteś szesnasty.
Wieczorem popijam piwo na grillu z kumplami i dzwoni telefon. Od poniedziałku, ulica XYZ, od godziny 14 do 19, płacone za 10 godzin, na żurawiu liebherr 71ec. Piwo od razu stało się smaczniejsze.
Wyobraź sobie, że zatrudniasz pracownika. Płacisz mu i tak dalej. Ten ciągle marudzi. Ciągle mu się coś nie podoba. Wiecznie skarżą się na niego klienci, robi taki raban, że trzeba go przenosić z miejsca na miejsce. I to od samego początku zatrudnienia. Po iście majestatycznych skargach w niezliczonych ilościach ten dalej marudzi i wyraża zachciankę pracować w systemie zmianowym na liebherze … ty załatwiasz mu miejsce na liebherze w systemie zmianowym. No kurwa należy ci się kubek jaki posiadał Michel Scott w serialu The Office. "Best Boss Ever"
Później dopiero dowiedziałem się, że tak właśnie na co dzień wygląda praca każdego pośrednika. Od zawsze. Kierasy wysyłają skargi których ci, chodźmy chcieli, nie są nawet wstanie przeczytać. Żurawie są chujowe, BHP umowne, operatorzy humorzaści, a kierownictwo to banda bez mózgów. W tym całym festiwalu nie byłem wcale wyróżniającą się jednostką. W każdym razie trafiłem na nową budowę i nowy żuraw. Liebherr 71ec.
Liebherr
Godzina 14:00 i hejo na nowy dźwig. Idąc drabinką do kabiny mijam na wieży gniazdo os. Był już wrzesień więc jakoś nie dokazywały. W kabinie urzędował operator z pierwszej zmiany. Gadka szmatka, pokazuje mi jak ten żuraw wiatrować. On idzie do domu, a ja przystępuję do pracy. Byłem zachwycony. Fotel wreszcie wygodny, z zagłówkiem. Regulowany. Regulowane podłokietniki, sterowniki w miejscu idealnie pod dłońmi, przyciski na zadartym froncie. Ułożone w taki sposób, że można je wcisnąć palcem bez puszczania sterownika. Osobny przycisk do wyłączania sterowników. Nie całej maszyny, samych sterowników! To naprawdę fajny ficzer. Nawiew pod kabiną z farelką. Można było ustawić nawiew powietrzem z zewnątrz, spod kabiny, albo zrobić obieg wewnętrzny. Oprócz wbudowanego ogrzewania, w kabinie była też osobna farelka. Solidna, metalowa. Nie te plastikowe gówna które widziałem do tej pory. W tylnej części kabiny szafa z półkami. Miejsca dużo. Byłem zachwycony. Widać było, że kabina stara, ale i tak zadbana i komfortowa. Zwłaszcza w porównaniu to pajęczej sieci czy tej szklarni z sutkami. Jedyna rzecz do której się mogłem przyczepić była żaróweczka włącznika. Tuż przed sterownikiem wciągarki. Kiedy robiło się ciemniej to draństwo świeciło w oczy niemiłosiernie. Zakryłem ją wkładając w przycisk zakrętkę od pasty do zębów. Pracowałem tam na drugą zmianę pięć-siedem godzin dziennie. Płacone za 10. Tydzień później robiłem 8 godzin na rano. Też płacone za 10.
Odwiedził mnie konserwator. Przyszedł na rutynową, comiesięczną kontrolę. Pogadaliśmy trochę. Wyznał, że ten liebherr to stary trup. Niedługo go demontują i zrobią remont kabiny. Remont kabiny w najwygodniejszym żurawiu na jakim od dawna robiłem. Wiedziałem już, że jeśli będę miał możliwość, to chcę pracować z firmą która ma takie standardy. W chwili kiedy to piszę mamy jesień 2022. Pracuję dla nich od lat.
The evil has come
Wiele razy w filmach, serialach i kreskówkach dla dzieci napotykamy się motyw, kiedy zły szef zwalnia pracownika, a potem przeprasza go i zatrudnia z powrotem. Takie rzeczy tylko w tv… prawda?
Niestety budowa z liebherrem nie potrzebowała już drugiej zmiany. Byłem tam tylko pomóc na nadgodzinach. Da się ... ciekawostka. Tamtą rządziła Pani kierownik Ula i wszystko było wzorowo poukładane ... jakoś wiosną 2022 też trafiłem na budowę zarządzaną przez Panią Kierownik. Nigdy wcześniej nie widziałem żadnego kierownika tak doskonale przygotowanego do pracy z operatorem ... wyciągam pewne wnioski. Tak czy inaczej Liebherr nie był moim kontraktem. Kiedy skończyły się nadgodziny już mnie niestety nie potrzebowali. Co dalej? Dzwonię do Mnicha z tymi rewelacjami. Po jakimś czasie oddzwania.
Ta rozmowa z Mnichem zadecydowała o wszystkim. Potwierdziło się wszystko to czego domyślałem się tylko od dłuższego czasu. Wszystkie karty poszły na stół i po tej rozmowie giermek Dżony raz na zawsze usunął znamię świeżaka. Nadchodzi era najgorszego operatora w trójmieście.
- Dżony. Mam do obsadzenia dwie budowy. Jedna to liebherr dla tej firmy co teraz siedzisz …
- Biorę liebherra!
- Poczekaj! Druga budowa to …
Werble. Wyobraźcie sobie werble.
… Druga budowa to powrót na Morenkę ...
Boże w niebiesiach! Wszystko tylko nie to! Byle nie na pierdoloną, zajebaną Morenkę! Cytując klasyka: "Tylko nie Bogusi! Tylko nie w SMS'ie! Żądaj czego chcesz."
- Co kurwa? Na Morenkę? Do Zygmuntów i tego drugiego pojebańca?
- Tak.
- Nie ma mowy!
- Dżony! Miej ty Boga w sercu. Ja naprawdę nie mam ludzi.
- A ludzie na Liebherra to są? Poza tym pierdole pracować tyle godzin. MAKSYMALNIE 10 godzin dziennie.
- Wprowadzili tam system zmianowy.
- … … … co?
- Zrobili zmianówki. 7-14 i 14-21.
- Zrobili zmianówki? Kiedy.
- W zeszłym tygodniu.
- To ja kurwa od miesięcy się dopraszam zmianówek i ci maniacy zrobili je kiedy już mnie tam nie było?
- No widzisz. To co. Pojedziesz tam?
- Zygmunt się wkurwi.
- Zygmunt to ma najmniej do gadania!
- Przecież pisał skargi. Kreatywne nawet.
- Dżony. Ja takich skarg dostaję ze sto miesięcznie.
- A myślałem, że wyróżniam się w tle.
- To wpisałem cię od poniedziałku na Morenkę.
- Kurwa mać.
- Do usłyszenia Dżony.
- No cześć.
W ten oto sposób, po trzech tygodniach wróciłem na Morenkę. Ekipa tryskała z radości. Witaliśmy się jak gdyby sto lat minęło. Operatorzy zaskoczeni, Olka zdziwiona, Sweter zdziwionego udawał, a Zygmunt tradycyjnie wybył z biura. Przez trzy tygodnie mojej nieobecności przewinęło się tam sześciu operatorów. Pierwszego tygodnia był tam Blendzior, kolejne dwa gościły pięciu różnych! Wuja powiedział, że poza Blendziorem, żaden się do niczego nie nadawał. Kaczorek był bardziej łaskawy. Jego zdaniem pierwszych dwóch dawało radę, ale ten drugi pracował wolno. Emil podzielał opinię Kaczorka, a nawet nie bluzgał na pozostałą czwórkę. W każdym razie, po tej akcji giermek umarł ostatecznie. Narodził się operator z piekła rodem.
Finał
Wrzesień 2017. Wystrachany giermek pierwszy raz wszedł na dźwig. Wrzesień 2018. Skurwysyn Dżony operator wrócił na budowę z której go usunięto pod zmyślonym pretekstem. Przebyta droga była długa i pełna przygód. Pisząc te wypociny wracałem myślami do tamtych chwil. Co i rusz pojawiał mi się uśmiech pod wąsem. Cóż, wtedy zazwyczaj do śmiechu mi nie było. Komedia to tragedia która przydarzyła się komuś innemu, a minęło wystarczająco duża czasu. Nauczyłem się masy rzeczy. Nie tylko sterowania maszyną. Przede wszystkim doświadczyłem jak naprawdę wygląda praca operatora. Wyzbyłem się wyobrażenoa o nic nierobieniu i machaniu wajchą.
Kierasy znowu przez jakiś czas umieli zamawiać beton. Kiedy znów utracili tą bezużyteczną umiejętność, opuściłem morenkę raz na zawsze. Czego nauczył się Mateusz? Świeżo upieczony operator dla którego Morenka była pierwszą budową? Szkoda gadać XD. Kiedy wybył na dźwigi w swoje rodzinne strony, dałem mu radę. "Kiedy będziesz miał problem, albo kieras cię wkurwi, zadaj sobie pytanie. Co by zrobił Dżony?" Nie wróżyło to niczego dobrego.
Tutaj kończą się przygody wystraszonego giermka. Wcale to jednak nie oznacza końca jakichkolwiek przygód. Na polskich budowach zwyczajnie nie w sposób się nudzić. Oto nadeszły Przygody Dżonego Operatora ... które na pewno nie pojawią się w najbliższym czasie :)
Komentarze (39)
najlepsze
Kto pracował w polskich firmach to wie że to wcale nie przypadkowe zjawisko niezależnie od branży. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Skasuj, edytuj i wrzuć wieczorem lub jutro.
PS. Dzięki za dobry content!
Bawi mnie to. Coby nie było tylko jednego pracownika zwolniłem.
Nie za wódę nie byli zwalniani. Raczej na leczenie wysyłaliśmy.
Te gagatek co go zwolniłem, za BHP poleciał plus strasznie mnie irytował.
I wez nie #!$%@? tylko szkrobaj dalsze te histore na boku w wolnej chwili a pozniej wrzucaj na Wypok. Bo zarabiscie sie to czyta na kiblu czy w korku. :-)
Czekam na kolejne.
Gratuluję i czekam na następne wypociny, bo będę tęsknić za Wujem, Swetrem i tą super retoryką.
Wszystkiego co dobre Mirku, rób swoje i pisz dalej gdy najdzie Cię na to wena czy ochota, bo warto ( ͡º ͜ʖ͡º)