Witam Mirki i Mirabelki. Nie chcą tworzyć wojenek, nie chcę się licytować. Nie chcę, żeby tak to zostało odebrane. Byłem z pomocą humanitarną w Hrebenne i chcę pokazać, że sytuacja na granicy może wyglądać różnie w zależności kiedy się pojawimy, na kogo trafimy, jak w naszym zmęczeniu psychicznym i lekkim szoku (mi na granicy psycha trochę siadła, a co dopiero musi się dziać po drugiej stronie?!). A ludzi dobrej woli u nas na prawdę nie brakuje.
Czytając wpis Mirka -> https://www.wykop.pl/artykul/6... mam trochę inne odczucia, to na pewno kwestia subiektywna, ale chciałem się nimi podzielić z wami.
Dla ułatwienia odniosę się do punktów w jego wpisie.
ad 1) Policja wpuszcza pod granicę osoby, które chcą jechać dalej z pomocą humanitarną. Przed przyjazdem "drogówki" powstawał korek przez auta podjeżdżające i czekające, bądź zawracające. Centrum przesiadkowe po prostu odsunęli od samej granicy, żeby pomoc humanitarna miała łatwy przejazd. Ale czasem przymykali oko i można było podjechać zabrać osoby.
ad 2) W Hrebenne ludzie sami się organizowali. Młody medyk nie dość, że zajmował się potrzebującymi, to organizował rozładunek i rozdzielał dary pomiędzy namiotami. Wystarczyło jedno jego hasło i było pełno chętnych do roznoszenia darów. Harcerze sprzątali teren i udzielali informacji.
ad 3) 90% ludzi od razu ma już dogadany transport. Pozostali mieli zorganizowany punkt zbiórki i jak uzbierała się grupka przyjeżdżał wolontariusz i zabierał gdzie potrzeba. Poza Polakami pomoc z transportem oferowali Szwedzi i Litwini. Kto przyjechał, a miał wolne miejsce, to zabierał kogoś.
ad 4) W Hrebenne lumpów brak. Ale wiadomo, że jakiś promil w każdym społeczeństwie tacy się znajdą.
ad 5) Tak, wszędzie jest dużo aut chętnych do niesienia pomocy stąd wszechobecne zatory.
ad 6) Tu się zgodzę, że organizują się ludzie w ramach oddolnych akcji (nie widać działań stricte samorządowych czy państwowych). Ale pomoc udzielana jest również przez policję (np. dowożą przyczepkami dary). Ale ja to widzę trochę na zasadzie podziału pracy. Straż graniczna odprawia, Policja kieruje ruchem, a wolontariusze zajmują się zapewnieniem pożywienia (ciepłe i zimne) oraz transportem.
I powiem Wam, że trzeba być mega wytrzymałym psychicznie, żeby widząc ogrom wojennej tragedii, mieć siły dzielić się dobrocią i nieść pomoc. Dlatego wielki szacunek dla wszystkich osób niosących pomoc.
Na miejscu na prawdę widać już tragedię, która jest ułamkiem tego co się dzieje po stronie - matki z dziećmi, płacz żegnających się kobiet z mężami idącymi walczyć na stronę ukraińską, autokar PSP pełen dzieci (bez matek), wszędzie obecny płacz dzieci, krzyki w poszukiwaniu medyka czy sam medyk stojący od 20h na posterunku, który nie wiem skąd miał tyle siły psychicznej w sobie. Z drugiej strony widać pełno osób chcących pomóc, kilometrowa kolejka pojazdów z pomocą humanitarną czy polaków i litwinów gotujących na mrozie.
Sam czekając na dostarczenie transportu na stronę ukraińską, pomagałem na miejscu jak tylko się dało. Np. w tłumaczeniu z angielskiego na język polski czy w roznoszeniu paczek z punktu dystrybucyjnego do namiotów należących do np. harcerzy czy Lasów Państwowych, w których przygotowywane były posiłki dla potrzebujących.
Wszyscy wierzymy, albo raczej chcemy wierzyć, że wojna szybko się skończy. Jednakże czas powrotu do normalności trochę zajmie. Czy starczy wszystkim sił?
Komentarze (8)
najlepsze
https://www.wykop.pl/wpis/64256543/spedzilem-dwa-dni-jako-wolontariusz-przy-przejsciu/
Komentarz usunięty przez moderatora