Nieskończona bańska mieszkaniowa.
Dla wszystkich, którzy myślą, że nie ma bańki na rynku mieszkaniowym, albo że nie jest ona tak duża:
Cena mieszkania jako dziura w ziemi – 300 000zł (w tym ok ~30% marży dewelopera, czyli już mocno napompowana);
Cena mieszkania w dniu ukończenia budowy – 400 000zł.
Cena mieszkania rok po ukończeniu budowy – 450 000zł w górę.
Wszystko powyżej 300 000zł to właśnie nasza „bańka” spowodowana przez inwestorów, filpperów i innych „ludzie i tak wynajmą” oraz „krótkoterminowe, pod wycieczki z zagranicy, zwróci się raz dwa”.
Gdyby rynek był przesycony mieszkaniami, to cena wynosiłaby ~250 000zł (10% marży) i wzrastała wyłącznie w ramach inflacji.
Oczywiście sytuacja „nieskończenie rosnącej bańki” dotyczy tylko rozrastających się miast – co by się nie działo, „inwestorzy” mają pewność, że i tak liczba ich mieszkańców będzie przybywać szybciej, niż mieszkań, dzięki czemu ceny „będą tylko rosnąć”.
Przykładowo w Warszawie, nawet gdy masowo zacznie wymierać wyż demograficzny z lat powojennych, oraz drastycznie maleć ilość studentów w związku z niżem trwającym nieprzerwanie od połowy lat ’90, to i tak będziemy mieć setki tysięcy ludzi, którzy szukają tam lepszego, ciekawszego, życia, zarówno w kraju jak i zagranicy – czyli potencjalnie całego świata… Wiadomo, że nie będą to dziesiątki milionów osób, ale i tak liczba mieszkańców warszawy będzie nieustannie wzrastać, co wraz z inflacją sprawi, że mieszkania kupione tam dziś, bez względu na lokalizację, będą tylko i wyłącznie drożeć (może nastąpić chwilowy lekki spadek, albo zastygnięcie cen, jednak w skali kilkunastu-kilkudziesięciu lat będą rosły).
Dodatkowym problemem jest cofniecie sprzedaży – jeśli rodzina kupuje mieszkanie przed rozpoczęciem jego budowy za 300 000zł, jednak tuż przed jej ukończeniem okazuje się, że aktualnie jest ono warte 450 000, to deweloper może rozwiązać umowę sprzedaży, zapłacić (oczywiście śmiesznie niską) karę i sprzedać już po znacznie wyższej cenie. Wtedy to taka rodzina musi nabyć inne lokum – jednak już nie za 300 000, bo czasie od podpisania umowy do jej anulowania mieszkania zdrożały, więc przykładowo kupuje mniejsze czy w gorszej lokalizacji za 350 000, w ten sposób samej przyczyniając się do zwiększenia bańki…
Ceny mieszkań, domów oraz ziemi są w Polsce mocno uwarunkowane od lokalizacji, jednak dla większości miast wojewódzkich +30-50km będą rosnąć w różnym tempie i z chwilami zastoju, jednak na pewno nie spadną – za to w miastach, miasteczkach i wsiach dotkniętych zjawiskiem depopulacji mogą drastycznie spadać.
Należy również wspomnieć, że na tą chwilę ceny nieruchomości zależą od punktu startowego. Przykładowo w 2019 roku dwójka moich znajomych kupiła działki budowlane o podobnej powierzchni – jedni zapłacili 100 000 za działkę na wsi 30km od Szczecina, drudzy 30 000 za działkę ~30km od Torunia. Tak samo jest z mieszkaniami – w miastach o podobnej liczbie mieszkańców za mieszkanie 50m^2 możemy zapłacić 80-100k zł albo 350-400k zł – wszystko zależy od tego, jak daleko od jakiego miasta wojewódzkiego znajduje się dane lokum oraz od tego, czy populacja danego miasta rośnie czy maleje…
Koniec końców mieszkania w Polsce drożeją i drożeć będą – bańkę napompowują lokalni i zagraniczni inwestorzy, których prawo w żaden sposób nie ogranicza. Sami są wodą na inwestycyjny młyn, a jako że mówimy tu o osobach i firmach z całego świata, to nawet jak nasi lokalni odpuszczą (wzrost cen przyhamuje, a co za tym idzie zmaleją dochody z inwestycji) pozostaje jeszcze reszta świata… Mimo wszystko polska to kraj należący do Unii Europejskiej, dzięki czemu mieszkanie w niej jest bardziej atrakcyjne niż w większości krajów Azji, Afryki czy obu ameryk..
Komentarze (12)
najlepsze
I tak oto wrócimy do chłopów pańszczyźnianych, co pracując ponad siły mają tylko tyle, aby przeżyć do kolejnej wypłaty ( ͡° ʖ̯ ͡°)
Należy ograniczyć skupowanie mieszkań przez fundusze inwestycyjne i flipperów
A jak masz popyt na mieszkania, wodę, czy powietrze i ktoś sobie z tego robi inwestycję, to jest źle zarówno dla was jak i całego społeczeństwa...