Od kilku dni po Internecie krąży artykuł z portalu wPolityce o pewnej zimowej piosence. Ktoś dodał go tu nawet na Wykop, ale nie przebił się na główną.
Autorka tekstu informuje, że w podręczniku do muzyki dla klasy szóstej podstawówki dzieci dostają tekst w angielskiej transkrypcji oraz w wersji polskiej, której tekst nie jest bezpośrednim tłumaczeniem, całość ilustrując zdjęciem. Wydźwięk artykułu utrzymany jest w tonie oskarżeń w stosunku do ministerstwa oraz autorów podręcznika, że mają dzieci za kretynów. Tymczasem mój wniosek jest taki, że to kobieta, która popełniła ową publikację ma za kretynów swoich czytelników. Oto bowiem tekst zilustrowany jest tylko fragmentem strony z książki, wyciętym tak, by nie było widać nań wersji zapisanej poprawną angielszczyzną. Tymczasem obok siebie w tekście są 3 wersje, a na stronie obok w zapisie pod nutami również użyto wersji ze zwykłym angielskim. Polskie tłumaczenie nie jest natomiast dosłowne, ale jest to z pewnością ta sama wersja, której ja uczyłem się w szkole podstawowej z 15 lat temu. Po co więc na siłę tworzyć teraz jakąś nową? W końcu nie jest to podręcznik języka angielskiego tylko podręcznik muzyki.
Piszę to wszystko, bo tak naprawdę chcę powiedzieć jedną rzecz. Ludzie, proszę was, używajcie rozumu, bo po to go macie. Niezależnie, czy publikacja pojawia się w mediach zgodnych z waszym światopoglądem, czy nie, czytajcie teksty w całości, a najlepiej z kilku źródeł i sami wyciągajcie wnioski. Inaczej dacie się zmanipulować - i nie ważne, czy chwilowo bardziej w lewo, czy bardziej w prawo.
Poniżej ilustracja z wPolityce:
Oraz ilustracje z bardziej rzetelnego tekstu w Gazecie Wyborczej (wiem, wiem, brzmi to jak oksymoron - a jednak):
I jeszcze linki do obu tekstów oraz znaleziska, które nie weszło na główną:
-
wPolityce
-
GW
-
Znalezisko
Ps. Dodam jeszcze, że przynajmniej w mojej podstawówce nie uczono angielskiego, a niemiecki, więc transkrypcja z pewnością byłaby przydatna dla mojej klasy.