Szanowni - przede wszystkim właściciele psów (ale nie tylko)
Dziś coś we mnie pękło, kiedy zobaczyłem przed supermarketem przemarzniętego na kość dalmatyńczyka, tak zmarzniętego, że nogi się pod nim uginały - nie wiem czy z bólu, wyczerpania, czy z braku czucia w łapach.
Wydaje mi się że pewne grono właścicieli psów jest kompletnie pozbawione wyobraźni i nieświadome co w powyższym obrazku jest nie tak. Jak można idąc z psem na spacer, zostawiać go na kilkanaście minut uwiązanego na 50-centrymetrowej smyczy przed wejściem do sklepu. Ostatnio na zewnątrz temperatura jest w granicach -15°C. Nie wydaje się wam, że uwiązany pies - czekając pod sklepem na swojego właściciela - może okropnie cierpieć. Przymarza do ziemi przywiązany na krótkiej smyczy do słupa albo stojaka, ani nawet nie ma jak podreptać w miejscu, żeby nie stać się bryłą lodu.
Niektórym nie chce się wytykać nosa za drzwi - obskakują sklep i spacerek z czworonogiem za jednym zamachem. Aż strach pomyśleć co się dzieje z tymi biednymi zwierzakami, kiedy sąsiadeczka zagai "na chwile" przy stoisku mięsnym.
Sytuację obserwuję rokrocznie i aż dziwne, że nikt nie podejmuje tematu (mam na myśli głównie media). Czy nie ma jakiejś świadomości społecznej, że pies jest żywym stworzeniem? I proszę darować sobie argumenty, że każdy pies to jakiś cybrog-husky, który nigdy nie marznie, zimna nie czuje i merda ogonem jak wracacie z tego pieprzonego sklepu. Jakby was wystawiono na 15minut, w bieliźnie, na takim mrozie i przyszedłby w końcu ktoś zabrać was stamtąd - też byście się cieszyli.
Trochę rozwagi - troszczcie się o swoich przyjaciół!