Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
#niepopularna opinia. TLDR na dole. W końcu po latach zmagań na tym padole łez mogę powiedzieć o sobie o swoich bliskich, że jesteśmy szczęśliwi. Żeby było śmieszniej - stało się to wtedy, kiedy zrobiłem wszystko co mi wydawało się kiepskim pomysłem, kiedy zrobiłem wszystko wbrew swoim przekonaniom.

Mianowicie - jeśli chodzi o moje lata młodości 20-25 lvl to można powiedzieć, że należałem do #przegryw, chociaż wtedy jeszcze ten tag nie istniał i problem wtedy był marginalny. Internet nie był jeszcze tak rozpowszechniony, więc generalnie ludzie nie mieli problemów z poznawaniem się. Jako że wychowywałem się w biednej rodzinie i nie miałem zbyt ciekawego dzieciństwa i musiałem z zazdrością patrzeć na rówieśników, którzy mieli masę atrakcji - myślałem że szczęście osiągnę wtedy, kiedy nigdy się nie ożenię, nigdy nie będę miał dzieci, skupię się na pasjach i zainteresowaniach. Mając 25 lvl poznałem moją obecną żonę :), która miała dokładnie takie same poglądy. Zero ślubu, dzieci, skupienie na karierze i zainteresowaniach. Przez kilka lat byliśmy przyjaciółmi, ponieważ obydwoje nieszukaliśmy związków oraz totalnie jej się nie podobałem. Ona od początku mi się podobała, ale tłamsiłem swoje uczucie, bo byliśmy znajomymi głownie dlatego iż dzieliliśmy zainteresowania i wspólne podejście do życia, które jeszcze kilkanaście lat temu było mocno piętnowane, nierozumiane i niepopularne. No ale stało się tak, że w pewnym momencie się w sobie zakochaliśmy, nawet nie wiadomo kiedy przeszliśmy z przyjaźni do nieformalnego związku. Ale mimo wszystko bardzo długo trwaliśmy w swoich założeniach: skupienie na karierze, pasjach, podróże, zero dzieci i ślubu. I bardzo długo w tym trwaliśmy, rzeczywiście kariery szły nam dobrze, tylko bardzo sporo czasu spędzaliśmy w pracy i generalnie byliśmy ciągle zestresowani. Muszę zaznaczyć, iż różowa była znacznie bardziej za #antynatalizm niż ja, ona po prostu niecierpiała wszystkich dzieci w rodzinie. Nie była przy tym chamska, ale po prostu nie lubiła bawić się z dziećmi kuzynek, brać ich na ręcę, słuchać jakichś rozmów o dzieciach itd i mówiła o tym wprost z pełną kulturą i powagą, dlatego rodzina i znajomi to szanowali i nie narzucali się nam.

Mniej więcej kiedy wybił mi i mojej różowej 35 lvl - wpadliśmy. Z tym że nie było jakiejś przebitej gumy, różowa brała tabletki - niespodziewaliśmy się totalnie, pech 1 na milion. Miesiąc po fakcie różową zaczął boleć brzuch i dopiero wtedy się dowiedzieliśmy że to ciąża, więc na tabletki "po" było już za późno. Początkowo decyzja jednogłośna - aborcja. Ale z różową ustaliliśmy, że poczekamy z tym trochę, ja już zacząłem rozglądać się za kliniką i wszystko załatwiać. Ale zaczęły się dziać w naszym życiu dziwne zbiegi okoliczności. Nagle np: spotykaliśmy znajomych z dziećmi, których niewidzieliśmy 10 lat no i zaczęli oni nawijać o swoich dzieciach i było widać w ich oczach taką radość. W nasze ręcę wpadały jakieś dziwne ulotki z uśmiechniętymi dziećmi, tak samo w Internecie trafialiśmy naprawdę dziwnym przypadkiem na artykuły o dzieciach i rodzinie... W dniu wyjazdu do kliniki różowa powiedziała, że ona nie może tego zrobić, że ona jednak tego dziecka chce i nie mam nic do gadania. Nie wiedziała, że ja też się zacząłem wewnętrznie mocno wahać nad tą decyzją i zrezygnowaliśmy z tej aborcji. Urodziło się dziecko i nawet potem wzięło nas na ślub, którego tak bardzo niechcieliśmy. Zrezygnowaliśmy z karier, nadgodzin i wysokiej pensji, presji na rzecz spokojniejszego życia, "dziadowania". Większość "zainteresowań" przestało nas totalnie interesować, bo zaczęliśmy je postrzegać jako stratę czasu. I wiecie co?

tldr here - przechodzę do sedna wpisu. Obecnie 41 lvl - ostatnio zacząłem z rożową szczerze rozmawiać o naszym życiu, o tym jak się czujemy. I doszliśmy do wniosku, że dopiero teraz po tych 40 latach (a może troszeczkę wcześniej) jesteśmy bardzo szczęśliwi. Że tak naprawdę kiedy skupialiśmy się na tej karierze, pieniądzach, zainteresowaniach to wcale szczęśliwi niebyliśmy. Obydwoje udawaliśmy i wewnętrznie dusiliśmy w sobie ból życia, żeby tylko niezburzyć swoich przekonań odnośnie słuszności braku ślubu i dzieci. Dopiero po urodzeniu dziecka, po ślubie, po zmianie dobrze płatnej ale stresującej pracy na gorzej płatną, ale luźniejszą, dopiero podczas wychowania dziecka czujemy szczęście i spełnienie. Dopiero gdy zamieniliśmy drogie, modne pasje i zainteresowania, egzotyczne podróże do drogich krajów na po prostu wspólne, proste spędzanie czasu - gotowanie, spacery, zabawa z dziećmi i wspólne oglądanie/czytanie oraz skromne weekendowe podróże po Polsce do zwykłych, "niemedialnych" miejsc - dopiero teraz czujemy w życiu, że to tylko to.

Chciałbym po prostu uświadomić was wszystkich, że praktycznie cały dzisiejszy świat to oszustwo. To tylko moja opinia, nie każdy musi się z tym zgadzać. Ludzie szukają szczęścia w jakichś drogich pasjach, robieniu kariery i zarabiania coraz większych pieniędzy kosztem zdrowia, promowany jest singlizm albo brak dzieci i rodziny - a to wszystko pułapka. Do szczęśliwego życia potrzeba właśnie prostoty. Jak widzę te osoby, które np: całe życie poświęcają treningom na siłowni, albo bieganiu, kolarstwu, jakiejś karierze, firmie i mówią, że są szczęśliwi jako single bez dzieci i rodziny - to wiem, że kłamią. Ludzie to kupują, bo chcą takie rzeczy słyszeć. Ale ja sam przebyłem tą drogę i moja różowa przebyła tą drogę - i dopiero dzieci, rodzina daje prawdziwe szczęście i ukojenie, poczucie, że to wszystko ma sens. Uciekanie w podróże, ćwiczenia, karierę, prowadzenie firmy - to jest to samo, co ucieczka od życia w alkohol/narkotyki. Ludziom związki niewychodzą bo wszystko zaczyna się od wyglądu i seksu - no jeżeli na tym buduje się związek, to nic dziwnego, że prędzej czy później się rozpadnie. No ale dzisiejszy świat mówi inaczej. Dlatego ludzie nie chcą związków i widza w nim zło, bo po prostu większość ludzi jest ze sobą "bo tak wyszło", albo dopasowane tylko pod względem wyglądu, ale charakterologicznie już kuleje. U mnie związek z różową narodził się z przyjaźni. Nie było pożądania na początku. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i uwielbialiśmy spędzać czas razem. Po ponad 15 latach dalej jesteśmy. Nie było żadnych chadów, zdrad i innych śmiesznych słów. Uważam, że właśnie te więzi przyjaźni to jest fundament, którym teraz ludziom w związku brakuje. Gdy wszystko zaczyna się od wyglądu, seksu - nie budujecie przyjaźni. Budujecie pożądanie, które jest ulotne. Nie lubicie tak naprawdę spędzać ze sobą czasu, jeżeli wszystko sprowadza się do ruchania :) Ale na początku to nie przeszkadza, bo jest chemia. 2-3 lata i mija i nagle druga osoba jest jakaś taka ... beznadziejna i niedopasowana. No to wiadomo, że skończy się to rozwodem, zdradą lub zerwaniem.

Dodatkowo ostatnio w pracy również byłem świadkiem podobnej historii. Kobieta grubo po 30, która przed 30 zakończyła swój związek, promowała styl "silnej i samotnej singielki", która nie musi mieć męża i dzieci. Wszystkim opowiadała jaka to nie jest szczęśliwa, że ona nigdy nie złamie swoich przekonań, nawet chyba prowadziła bloga o tej tematyce. Ludzie w pracy generalnie ją podziwiali i słuchali jej barwnych opowieści jak świetnie się bawi jako singielka realizując w pracy, dbając o siebie na siłowni i podróżując... W pewnym momencie poszła do lekarza i podobno dowiedziała się(takie plotki w pracy chodziły od jej "koleżanek"), że menopauza się o nią upomina i zaniedługo nie będzie już płodna, mimo iż nawet 40 lat nie miała :/ Nagle zaczęła intensywnie chodzić na randki, w ciągu pół roku zaszła w ciąże, a po roku już zaręczona. Poglądy zmienione o 180 stopni. Kurtyna.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #60c68d216d4c9c000b10bb29
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: karmelkowa
Przekaż darowiznę
  • 58
@AnonimoweMirkoWyznania: spoko, ludzie kupują też to że z dzieckiem będą szczęśliwi, więc walczysz z wiatrakami. Ci co skatowali 3 letnią córkę ostatnio na pewno byli szczęśliwymi rodzicami. Albo Katarzyna W. Albo ta baba co zwłoki dzieci trzymała w beczkach. Więc nie narzucaj swojej wizji, to że Ci się zmieniło bo zobaczyłeś uśmiech bombelka, nie znaczy, że każdy tak samo to odbierze. Więc jak Wam dobrze, to bądźcie dalej szczęśliwi i nie
całe życie poświęcają treningom na siłowni, albo bieganiu, kolarstwu, jakiejś karierze, firmie i mówią, że są szczęśliwi jako single bez dzieci i rodziny - to wiem, że kłamią


@AnonimoweMirkoWyznania: byczku, ale wiesz że ludzie są różni i mają różne potrzeby?

Chciałbym po prostu uświadomić was wszystkich, że praktycznie cały dzisiejszy świat to oszustwo... beznadziejna i niedopasowana. No to wiadomo, że skończy się to rozwodem, zdradą lub zerwaniem.


Cały ten akapit to
Dopiero gdy zamieniliśmy drogie, modne pasje i zainteresowania, egzotyczne podróże do drogich krajów na po prostu wspólne, proste spędzanie czasu - gotowanie, spacery, zabawa z dziećmi i wspólne oglądanie/czytanie oraz skromne weekendowe podróże po Polsce do zwykłych, "niemedialnych" miejsc - dopiero teraz czujemy w życiu, że to tylko to.


Tak, tak xD
Czarna_ksiazka - >Dopiero gdy zamieniliśmy drogie, modne pasje i zainteresowania, egz...

źródło: comment_1623651513ueHsb9VwSOtH0gEs9Edg0A.jpg

Pobierz
@AnonimoweMirkoWyznania: Ale wysryw, powielasz praktycznie wszystkie bzdury które piszą dzieciaci chcąc sobie udowodnić że jest im dobrze. Nawet się pojawia mój ulubiony fragment o tym jak to się nagle Wam magicznie odmieniło podejście do dzieci(jeszcze na dodatek w drodze na aborcję xD). Do tego oczywiście kompletne wyparcie tego że komuś bez dzieci może być lepiej niż z nimi, wszyscy co tak twierdzą to oszukują samych siebie i w ogóle. Plus oczywiście
@AnonimoweMirkoWyznania

Obecnie 41 lvl - ostatnio zacząłem z rożową szczerze rozmawiać o naszym życiu, o tym jak się czujemy. I doszliśmy do wniosku, że dopiero teraz po tych 40 latach (a może troszeczkę wcześniej) jesteśmy bardzo szczęśliwi.


Nadejdzie moment, że przestaniecie. Tak czy inaczej ogólnego sensu istnienia nie widać, a i sam przyznałeś, że dziecko jest z wpadki, więc gdyby antykoncepcja nie zawiodła to do końca życia pozostalibyście bezdzietni. Po prostu wszystko
Dopiero po urodzeniu dziecka


@AnonimoweMirkoWyznania: xD ale wiesz, że są ludzie, którzy będą szczęśliwi bez dziecka, bo będą mogli przestać pracować w wieku 45-50 lat, żyć z oszczędności tak jak chcą, a nie #!$%@?ć do usranaj śmierci, żeby nakarmić i ubrać kaszojada xD

chcesz, to sobie wychowuj, ale nie mów, że to jedyna recepta na szczęście w życiu