Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Od kilku lat pracuję w administracji publicznej w formie pomocy w jednym z urzędów. Generalnie praca bardzo ogólna, segregowanie dokumentacji, robienie tysięcy skanów zarówno na potrzeby digitalizacji dla naszej jednostki organizacyjnej jak i dla klientów, stawianie pieczątek, segregowanie plików na serwerze i tym podobne. Pieniądze kiepski i umowa zlecenie ale bywały dni gdzie nic się nie robiło bo kierownik nic nie zlecił. Jakiś czas temu zaczęło się coś psuć bo kazano mi ewidencjonować każdy mój ruch. Czyli codziennie wysyłać raport co się zrobiło. Trochę głupio to wyglądało bo np. jak ktoś z biurka obok potrzebował jakiegoś papierka to musiał to napisać oficjalnie mailem do mnie. A ja musiałem wpisać w raporcie, że prośba przyszła mailowo o 9:11 dnia tego i tego od tej i tej osoby, a dokument dałem do wglądu o godzinie 10:12 w celu sprawdzenia czegoś tam. Nawet ilości zeskanowanych czy kserowanych kartek miałem wpisywać. Wydawało mi się to bez sensu, tym bardziej, że przez parę lat tego nie było, a teraz masa czasu szła na takie bzdury. A inni pracownicy też się denerwowali bo też przez to mieli więcej roboty. Z czasem zacząłem sobie śmieszkować i wpisywać w te raporty bzdury typu "postawiłem 44 pieczątki, wysłałem 12 listów na poczcie na którą jechałem autem służbowym 1,3km, skserowałem 4 kartki i stworzyłem 3 foldery na serwerze, zmieniłem ich nazwy i przekopiowałem do nich 130 plików z czego 80 to pdf, zawierające od 1 do 13 stron w kolorze w tym zdjęcia... i tak dalej". Już tak to pisałem, że brzmiało to jak opis dnia przedszkolaka w wieku 4 lat. Robiłem to aby ktoś zauważył bezsens tego. Ale nikt nie zauważył, dostałem nawet pochwały. Raporty dzienne pisałem na kilka stron nawet. Z czego 5h zajmowało mi napisanie tego raportu. Pewnego dnia postanowiłem polecieć po bandzie i napisałem, że "korzystałem z toalety przez 6minut, wydaliłem kał i mocz ale nie wiem w jakiej objętości i przepraszam urząd". No i obudziłem smoka. Kierownik kazał mi się zwolnić, tak też zrobiłem (może nie kazał, ale sam zrozumiałem, że nie mam czego tu szukać i w sumie chciałem to zrobić od dawna). Te raporty szły do głównej siedziby w mieście wojewódzkim, gdzie też postanowiłem napisać skargę, że moją frustracje wylałem, przez te bezsensowne raporty które pisałem nawet kilka godzin dziennie. Wymieniłem parę maili z panią która twierdziła, że spisanie postawionych pieczątek i skserowanych kartek jest bardzo istotna. Napisałem z frustracji, że przez te wszystkie lata rzeczywista praca zajmowała mi kilka minut (bo tyle czasu zajmuje postawienie 20 pieczątek i zeskanowanie 15 kartek). Zdziwieniem była wiadomość od prezesa - że dział prawny i kadry zostały poinformowane, to co napisałem jest dowodem dla sądu i będą egzekwować ode mnie zwrot kosztów zatrudnienia za te wszystkie lata, na podstawie raportów obliczą ile czasu zajmuje postawienie pieczątki i oddam na oko "99% kosztów swojego zatrudnienia".
Czy coś mi rzeczywiście grozi? Wykonywałem, wszystkie zadania zgodnie z tym co chciał kierownik, a to nie moje wina, że było tego mało i nieangażujące za bardzo, a zatrudniony byłem na 160h/miesiąc.
#prawo #prawopracy #pracbaza #praca i trochę #afera

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Precypitat
  • 10
dział prawny i kadry zostały poinformowane, to co napisałem jest dowodem dla sądu i będą egzekwować ode mnie zwrot kosztów zatrudnienia za te wszystkie lata, na podstawie raportów obliczą ile czasu zajmuje postawienie pieczątki i oddam na oko "99% kosztów swojego zatrudnienia".


@AnonimoweMirkoWyznania:
Widzę tę radość w dziale prawnym.
- Ale wie Pan, no to dość ciężko będzie ugryźć, takie trochę to bez sensu...
- Ale gość mnie wkurzył i macie
OP: @eaxene
Wiesz trochę się boję bo ten prezes to dość wysoko postawiona osoba. Z wykształcenia prawnik, wykłada na uczelni, jest na wikipedii. Brzmiało to groźnie. Wiem też jakimi pierdołami zajmował się czasem ten urząd w sądach, tzn. nie między pracownikami ale klientami urzędu gdy coś przeskrobali.
@Tikyo
Tylko wiesz, miałem coś zrobić, a rozkładałem to na tygodnie i pisałem w raporcie, że robiłem codziennie w małym ułamku. A można było
@AnonimoweMirkoWyznania: W mojej poprzedniej pracy tez musiałem kiedyś pisać takie bzdury co robiłem przez cały dzień i to ze szczegółami i tak jak piszesz to ten raport potrafił mi zając polowe z moich 8h bo gdy no odebrałem telefon to zapisywałem na kartce o której go odebrałem, o której zakończyłem, w jakiej on był sprawie itp i potem co jakiś czas wpisywać to do pliku, miałem nawet minutnik nastawiony co 5-10minut
BiałkowyZboczeniec: Mogą Ci naskoczyć. A jakby co.... przez pozostały czas pisałeś raport. A że to polecenie służbowe było, to cały czas, gdy nic nie robiłeś (wróć... pisałeś raport), tak na prawdę wykonywałeś polecenie służbowe.

Btw. weź to opisz porządnie bo to jest artykuł na wydanie gazety - jak w urzędach marnuje się czas. Jak się zwolniłeś, to mogą CI naskoczyć, ze mówisz o tym, jak wygląda praca w urzędzie - to