Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Drogie Mirki i Mirabelki, pomocy! Chętnie przyjmę emocjonalne wsparcie albo praktyczne rady, bo niestety sama nie umiem sobie pomóc.
Mam 25 lat. Mój niebieski jest rok młodszy ode mnie. Jesteśmy ze sobą od 4 lat. Początki były, jak to zwykle bywa, piękne. Nasz związek poprzedziła kilkuletnia przyjaźń, która stopniowo przekształciła się w miłość. Zawsze dogadywaliśmy się bez słów, umieliśmy i nadal umiemy "czytać sobie w myślach". Zwyczajnie lubimy spędzać ze sobą czas, jesteśmy dla siebie świetnymi ziomkami, kompanami do wspólnych przygód. W czym problem?
Mimo tak wspaniałego dopasowania... Nie układa nam się od jakichś 3 lat. Ostatni rok był już bardzo, bardzo ciężki. Na kilka tygodni kłótni, płaczu i smutku przypada średnio jeden spokojny, miły dzień.

Niestety niebieski ma mnóstwo problemów których nie potrafi rozwiązać sam, i z którymi nie jestem w stanie mu pomóc. Kłócimy się często o jego studia - studiuje na kierunku humanistycznym, wymagającym, który przerasta jego możliwości. Potrafi przez kilka miesięcy ciągiem nie chodzić na zajęcia, nie zaliczać egzaminów i potem kombinować ze zwolnieniami lekarskimi. Jak na razie każdy rok zalicza dwa razy. Z tego powodu nadal ciągnie te studia, chociaż powinien je już w teorii dawno skończyć. Niestety nie zapowiada się żeby w tym roku mu się to udało. :( Z tego powodu każde wakacje mamy z głowy bo uczy się do poprawek i nie może też iść do pracy. Boryka się z depresją - chodzi spać o 5.00, 6.00 rano, wstaje w południe albo później i resztę dnia spędza na graniu w gry. Mówi że nic innego go nie interesuje, niczego nie chce, każde próby przełamania tej rutyny kończą się u niego atakami paniki które musi "odreagować" graniem w gry i siedzeniem w domu. Nie pracuje, nie ma żadnego doświadczenia zawodowego. Od wielkiego dzwonu zdarza się, że dostanie pracę od rodziców (pomalowanie płotu, zgrabienie liści) i w ten sposób jest w stanie dorobić sobie do skromnego kieszonkowego. Większe wydatki pokrywam ja (wyjścia do knajpek, wyjazdy zagraniczne).
Przez pierwsze lata próbowałam pomóc mu się wygrzebać z tego stanu - pilnowałam jego planu zajęć na uczelni, woziłam go samochodem gdy sobie tego zażyczył (nie ma prawka i nie ma ochoty robić, bo stres i brak czasu), robiłam jedzonko, pocieszałam, przytulałam. W tym momencie czuję, że nie jestem już w stanie wykrzesać z siebie więcej energii, przestałam się starać i robić to wszystki.

Od kilku lat pracuję jako programista, chociaż do 15k jeszcze trochę brakuje ( ͡° ͜ʖ ͡°), to nie ukrywam, że kosztowało mnie to mnóstwo pracy własnej i wysiłku. Robię sporo nadgodzin, wyjazdów służbowych, dokształcania się w czasie wolnym. Nie ukrywam, że często doskwiera mi zmęczenie, znużenie codziennością. Po powrocie z roboty spotykam się z niebieskim i jest tylko gorzej - słyszę całą litanię na temat tego jakie życie jest okropne, jak to życie rzuca mu kłody pod nogi i nic nie ma sensu. Że ja mam pracę, pasję, znajomych, a jemu los nie chce tego dać. Kiedy mówię, żeby zawalczył o to, mówi że już walczy i już bardziej nie da rady. Przez to wszystko sama zaczynam chodzić przybita, często odbija się to na jakości mojej pracy, na relacji z innymi ludźmi...

Kilka miesięcy temu udało mi się w końcu namówić niebieskiego na pójście na terapię (chociaż on twierdzi że to zasługa koleżanki którą poznał w grze online ( ͡° ʖ̯ ͡°) ), oraz na psychiatrę. Dostał leki które na niego nie zadziałały, a terapię przerwał kilka tygodni temu o czym poinformował mnie dopiero po fakcie. Podobno terapeuta powiedział mu że "nie jest w stanie mu pomóc".

Byliśmy na jednej sesji terapii dla par. Terapeutka powiedziała, że terapia nie ma w tym momencie sensu, że niebieski musi najpierw uporać się ze swoimi problemami, że łączenie terapii to zły pomysł.

Zaczynam czuć, że tracę energię. Mam już dosyć słyszenia wciąż "staram się, a Ty po prostu tego nie widzisz", "teraz już będzie dobrze, po prostu poczekaj i daj mi szansę".
Jakiś czas temu chciałam po prostu odejść. Skończyło się na absolutnej histerii z jego strony, płaczu, duszeniu się. Finalnie groził samobójstwem, mówił mi że zamierza ze sobą skończyć i żebym zastanowiła się nad tym czy dam radę przeżyć resztę życia ze świadomością tego że odebrałam jemu życie a sobie szansę na jedyną prawdziwą miłość. Przestraszyłam się, i zgodziłam zostać. Potem takie ataki pojawiały się jeszcze kilka razy kiedy chciał coś na mnie wymusić. Rozmawialiśmy o tym incydencie na tej jednej wizycie u terapeutki par, ale on chyba nie zdaje sobie sprawy jak bardzo mnie to stresuje.

Mirki, co byście zrobili? Boję się, chcę to jakoś rozwiązać bo obydwoje się męczymy. Nie umiem go tak zostawić, w momencie kiedy jest z nim gorzej. Nie ma nikogo poza mną i rodzicami. Ale sama zaczynam się dołować i stresować na samą myśl że muszę to jakoś umiejętnie "ogarnąć". Czy myślicie że rozstanie się (faktyczne rozstanie, bez gadania, spotykania, kontaktu) na kilka miesięcy może nam pomóc złapać dystans, trochę od siebie odpocząć i parę rzeczy przemyśleć? Nie chcę tego, chyba pęknie mi serce, ale czuję że moja miłość powoli wygasa. Czuję, że przez to wszystko nie umiem już podejmować racjonalnych decyzji.

#zwiazki #logikarozowychpaskow #logikaniebieskichpaskow #depresja

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy studenckie - bogata oferta przez cały rok
  • 72
@AnonimoweMirkoWyznania: uważam, że powinnaś w tym momencie na pierwszym miejscu postawić siebie, swój stan zdrowia i twoje poczucie własnej wartości. Z twojej opowieści wynika że zrobiłaś już dla niego naprawdę dużo i szczerze mówiąc, nie wiem co mogłabyś zrobić jeszcze. Uważam że powinnaś go zostawić, a każde groźnie, że się zabije - zgłosić na policję, jakoby masz informacje, że ktoś grozi że się zabije. Rozumiem, że chłopak jest chory, ale to
@AnonimoweMirkoWyznania czas wylać na niego kubeł zimnej wody. Jak nie jestem fanką ultimatum, to chyba tutaj będzie ono konieczne, bo skoro rezygnował z terapii, to nawet nie chce nic w sobie zmienić. Wynies się z mieszkania na jakiś czas, będzie musiał sobie poradzić ze spłatami, to może w końcu przejrzy na oczy, że jednak trzeba coś robić, pójść do pracy, wyjsc do ludzi, podjąć się terapii a nie siedzieć w domu, bo
@AnonimoweMirkoWyznania: Myslę, że nie powinnaś z tym walczyć sama. Spróbuj porozmawiać z jego rodzicami/rodzeństwem. Nie ma sensu się też męczyć i marnować czas na kogoś kto nie próbuje się zmienić. Opisz tą sytuację jego rodzicom, że mówił że chce się zabić, może oni będą w stanie mu przemówić do rozsądku i wysłać na tą terapie oraz pilnować go by uczęszczał. Ciebie traktuje jak zwykły betabankomat i jeżeli nic sie nie zmieni
@AnonimoweMirkoWyznania: ja swoją z depresji wyprowadziłem i mogę ci powiedzieć jedno. Postaw mu ultimatum.
Albo terapia albo odchodzisz.
Jak jedne leki nie działają to dostanie inne, kłamał. Nie chodził na terapię tak jak nie chodził na studia.
Moja z tego wyszła i mówi że nigdy w życiu nie była tak szczęśliwa, jakby jej z barków spadł ogromny ciężar. Po tym zmieniła pracę na lepszą i planuje podyplomówkę. Jest dobrze.
Musisz zrozumieć
@AnonimoweMirkoWyznania: Masz jakiś syndrom matczyny? Przecież najrossądniej będzie go rzucić. A to że wpada w histerię to kwestia niedojrzałości emocjonalnej, co on jest #!$%@? dziecko co wyje się z płaczem po ziemi?
Wyobraź sobie czy jesteś z kimś takim mieć dzieci? Przecież to równa pochyła w dół.
Napisz na pw jeśli chcesz pogadać, wyczyścimy ten problem.