Wpis z mikrobloga

#coolstory #truestory #gady #agama

Jedna z najsmutniejszy znanych mi historii dotyczy mojej jaszczurki, którą miałem przyjemność gościć w swoim terrarium i przez pewien okres w domu przez kilka miesięcy.
Przedstawiam Wam skrócona historię jaszczurki Jimiego - Agamy, którą opuścił Bóg.
Ostrzegam, że opowieść nie jest krótka, myślę jednak, że warto przez nią przebrnąć, szczególnie wielbicielom jaszczurek, chociaż tych pewnie zaboli serce.
Nie jest to również żadna pasta, a moja prawdziwa historia, a wierzcie mi, że końcówka i to co się stało sprawią, że zastanowicie się nad zjawiskiem zwanym Przeznaczeniem.

Część I - Uchylone Wrota Raju

Jimi był małą i niezbyt sympatyczną Agamą. Nie zrozumcie mnie źle - jak na gada, był całkiem w porządku. Nieobce jednak było mu syczenie na swojego właściciela, czyli mnie, oraz chowanie się całymi dniami w najmniej widocznym i dostępnym miejscu terrarium z przerwą na wychodzenie na małego świerszcza, gdy znikałem z zasięgu wzroku.
Oswojenie tego małego złośnika było nie lada wyczynem. Lubiłem jednak takiego małego choleryka i z nieukrywaną przyjemnością rzucałem mu na pożarcie kolejne świerszcze.

Nadszedł pewien ważny dla Jimiego dzień.
Ale żeby opowiedzieć o nim jak należy, muszę przybliżyć Wam pewną informację odnośnie mojego pokoju.
Agama ma ściśle określoną temperaturę jaką powinien posiadać w terrarium. Niestety, mam pokój na poddaszu, który to w lato - a własnie latem dzieje się nasza opowieść, nagrzewał się okrutnie, tworząc małą saunę. Trzeba więc było Jima regularnie doglądać, i gdy temperatura rosła do niebezpiecznych wartości, wyłączyć na jakiś czas w terrarium lampę grzewcza, aby nasza agama nie stała się duszoną agamą podawaną z koperkiem i parmezanem.

Dzień nie zapowiadał w życiu Jimiego żadnych rewelacji - ot, na śniadanie dostał półtłustego świerszcza, z którymi radził sobie coraz lepiej z racji tego, że niedawno skończył 5ty miesiąc życia. Zaliczenie śniadania oznaczało dla naszego małego bohatera błogi odpoczynek - tradycyjnie jak najdalej od wścibskich, lubieżnych oczu właściciela, czyli mnie. Nieszczęśliwie dla Jimiego złożyło się tego dnia, że właściciel musiał na cały dzień wyjść z domu.

Wiecie do czego zmierzam?

Nie wiecie.
Właściciel, czyli ja, poprosił mojego młodszego brata, aby doglądał Jimiego. Jimi nienawidził jego facjaty tak samo jak tej od właściciela, chociaż wydawało się, że patrzy na nią z niego mniejszą niechęcią. Złożyło się tak, że dzień był cieplejszy, niż dotychczas. A brat właściciela, czyli mój brat, wciągnął się w niedawno kupioną, nową grę komputerową. Gdy spostrzegł, że od dawno nie doglądał Jimiego, a jest tak gorąco, że nawet wiatrak zdaje się buchać w niego gorącym powietrzem, pobiegł czym prędzej do drugiego pokoju, czyli mojego, dojrzeć Jimiego.

Jego oczom ukazał się straszny widok. Temperatura zamiast 36C wskazywała ich prawie 40. Nie jest to najgorszy widok, jednak mały Jimi nie powinien w całym terrarium mieć tak gorąco, tylko na tzw. wyspie ciepła, skąd w każdej chwili powinien móc wyjść, do chłodniejszych miejsc. Takich miejsc jednak obecnie nie było.

Brat pogłówkował chwilę, po czym stwierdził, że uchyli mocniej niż zwykle szybkę terrarium małego Jimmiego, aby gorące, parne powietrze w terrarium, wymieszało się z ciepłym, parnym powietrzem mojego pokoju, które zrówna temperaturę w terrarium do bezpieczniejszych wartości.

Jak pomyślał tak zrobił.

Uchylił jednak szybkę tak mocno, a w swej ratunkowej akcji nie zauważył, że Jimi bez najmniejszego problemu wyjdzie przez nią, jak przez szeroko otwarte frontalne drzwi domu. Więcej - wyjdzie, jak więzień niemieckiego obozu, widząc otwarta bramę i śpiącego strażnika, gdyż Jimi zdawał się nienawidzić ani terrarium, w którym mieszkał, ani twarzy ludzi, którzy regularnie wrzucali mu panierowane w witaminach i wapniu robaki.

Jak pomyślał tak zrobił.

Część II – Zew Wolności

Tego wieczora właściciel, czyli ja, wrócił do domu. Spostrzegł mocno uchyloną szybkę terrarium, oraz zarejestrował brak jakichkolwiek funkcji życiowych wewnątrz.
Jak można się domyślić, Jimi nie zostawił listu pożegnalnego, ani nie nagrał wiadomości na sekretarce telefonu - czmychnął, tak jak czmycha ktoś, kogo zew wolności od dawna od dawna kusi opuszczeniem klaustrofobicznej przestrzeni - czym prędzej.
Jimi nie przemyślał jednak do końca swojej decyzji. Nie przemyślał tego, że magiczna, karmiąca go świerszczami ręka jest nieprzerwanie i wiecznie przywiązana do mordy właściciela, której tak nie znosił. Nie nakarmi go zatem poza miejscem, z którego uciekł, a pomysł rozsypania martwych świerszczy po całym domu, dosyć szybko został stłumiony przez opór matki właściciela, czyli mojej.

Poszukiwania na nic się zdawały. Jimi zdawał się przepaść, jak Afroamerykanin w morzu po solidnym wycieku ropy naftowej. Szanse ucieczki poza dom miał jednak niewielkie - prawie nigdy nie otwierało się okiem, z racji na wszechobecne i upierdliwe komary, które tego lata wlatywały do naszego domu, a jakże - drzwiami i oknami.
Najpewniejsza więc była myśl, że Jimi nocuje za meblami, czyniąc pogrom wśród domowej populacji pająków kątników.
Poznaje właśnie życie łowcy - myślałem.

Mijały dni, a śladu po Jimim nie było. Nie było go za meblami, w szafach ani za szczotką do toalety w łazience. Coraz częściej rozmyślałem, że uciekł przez otwarte na moment okno. Wiedziałem, że na zewnątrz nie ma szans na przeżycie, chociaż gorące lato sprawiało, że miał szansę pożyć dłużej. Sprawy miały się bez zmian, aż do sądnego dnia. Do dziś nazywam ten dzień Dniem Bożego Palca.

Część III – Dzień Bożego Palca

Siedziałem przy komputerze, zajmując się codziennym, wakacyjnym marnowaniem wolnego czasu. Była sobota. Gorąc tradycyjnie dawał się we znaki, wiatrak ciachał na mniejsze kawałki bryły gorącego powietrza, które z ciężkością dolatywały do mojej skóry. Sprawa Jimiego wydawała się sprawą już odległą, a szanse na jego odnalezienie wydawały się już zerowe.

Nagle kątem oka dostrzegłem w pokoju ruch. To był szybki, gwałtowny ruch, znany już wcześniej moim oczom. To sposób poruszania się jakiegoś wyjątkowo zwinnego, szybkiego, agresywnego skurczybyka.

- Jimi?

Nie odpowiedział jednak. Teraz sprawy toczą się już w ułamkach sekund.
Odwróciłem się frontem do miejsca, gdzie widziałem ruch.
W tym momencie nasze spojrzenia spotkały się – staliśmy oko w oko – ja i on.
Jimi stwierdził jednak, że nie podda się bez walki a lokalne pająki smakują mu na tyle dobrze, że nie zamieni ich w maczane w witaminkach świerszcze.
Jimi puszcza się naprzód.
I teraz następuje coś, w co do dzisiaj nie potrafię uwierzyć. Macie jednak moje słowo i uroczystą przysięgę, że było dokładnie tak, jak napiszę za moment.

Ważna jest tutaj informacja, że był to dzień całkowicie bezwietrzny.

Jimi puszcza się szaleńczym biegiem w stronę drugiego, sąsiadującego z moim pokoju. I w tym momencie, dzieje się to, a przysięgam, że wydaje mi się do dzisiaj, choćby zrobiła to istota rozumna.

Dokładnie gdzie Jimi ma głowę pomiędzy framugą a kantem drzwi, po raz pierwszy tego dnia i jedyny, robi się w pomieszczeniu ogromny przeciąg, który w ułamku sekundy przytrzaskuje otwarte do drugiego pokoju drzwi. Głowa Jimiego znajduje się wtedy dokładnie pomiędzy framugą, a częścią drzwi, do której umocowane są zawiasy. DOKŁADNIE W TYM UŁAMKU SEKUNDY tworzy się przeciąg, pierwszy i jedyny tego dnia, który miażdży małego Jimiemu głowę w śmiertelnym potrzasku. Jesteście w stanie w to uwierzyć? Ja do dzisiaj nie mogę. Dlatego nazwałem ten dzień Dniem Bożego Palca, gdyż wydaje się, choćby rozumna siła, lub rozumny byt pokierował wtedy drzwiami i przeciągiem, zabijając Jimiego na miejscu.

Jimi dotelepał się chwilę bezwładnie, po czym jego życie zgasło na zawsze.
Pochowałem go w przydomowym cmentarzysku, gdzie zakopujemy naszych czworonożnych towarzyszy. Leży pomiędzy labradorem Zosią a kundelkiem Psotką. Jego trud skończony.

Do dziś nie mogę w to uwierzyć. Dzień Boskiego Palca, przeciąg przeznaczenia.
Wołam @GraveDigger, któremu obiecałem tą historię
Pobierz Zuchwaly_Pstronk - #coolstory #truestory #gady #agama 

Jedna z najsmutniejszy znan...
źródło: comment_GsuHTCdhnRv09O4t11DBJ56UtuUEIXh2.jpg
  • 10
@Zuchwaly_Pstronk: chcesz ubić interes na jego śmierci!!!! Musiał być jakiś haczyk! na jaka kwotę jimi miał polisę? Dopóki był zaginiony nic nie można było zrobić... Może to nie Dzień Palca Bożego ale najzwyczajniej w świecie morderstwo z zimna krwią....