Cała prawda - czym jest pieniądz i jak staliśmy się jego niewolnikami. Kto przeczyta - nie pożałuje.
Ludzie w ogóle nie rozumieją istoty
pieniądza jako takiego. Gordon Gekko w filmie "Wall Street"
powiedział, że ...chodzi o grę, wszystko jest grą! Z punktu widzenia
teorii systemów i teorii gier w 100 % ma rację, dlatego, że jak się
za to wzięli matematycy, to znaleźli tak zwaną samą istotę pieniądza:
pieniądze jako takie, są grą o sumie zerowej. Jeżeli ktoś chce
wygrać, ktoś inny musi stracić. Nie ma darmowych obiadków, jak się
wyraził Milton Friedman, ekonomista-noblista.
Dlaczego złoto ma wartość? Bo ktoś
inny ma chcicę. Brylanty mają wartość, bo dziewczyny dają się
pokroić za brylanty. To jest tylko kawałek węgla, troszkę błyszczy,
on nie ma wartości sam w sobie, wartość my mu nadajemy, bo my go
pożądamy. Przy wzajemnym zaspokajaniu potrzeb stworzyliśmy w pewnym
momencie przesunięcie czasowe poprzez wydanie zaświadczenia: ...słuchaj,
jestem ci coś winien, ale nie mam równowartości w tej chwili - ja
dam ci papierek (rewers), który upoważni cię do pobrania czegoś
w tej samej wartości kiedyś w przyszłości... i tak się narodziły
pieniądze. Z czasem stało się jasne, że pieniądz musi mieć pokrycie
w czymś co dla ludzi ma wartość. Najpierw były to skóry, jedzenie,
później było to złoto, z czasem nasza gospodarka stwierdziła, że
żywność, produkty, wszystko to co jest materialne musi lub może
mieć swoje odwzorowanie w papierkach zwanych pieniędzmi, biletami
płatniczymi banku. I wszystko jest w porządku, jeżeli papierek ma
pokrycie, czyli jeżeli jest odzwierciedleniem rzeczywistego długu,
rzeczywistej chęci, rzeczywistej potrzeby, którą ktoś drugi zaspokaja.
Z momentem jak narodziły się banki, narodziło się pożyczanie komuś
pieniędzy jako czynność usługowa. Tylko, że z punktu widzenia teorii
systemów pieniądz dla ludzi nie jest energią potrzebną do życia
- pieniądz jest energią konieczną dla rynku wymiany. Jest zdumiewające,
że w jednym momencie jest a w drugim momencie nie jest energią. Kiedy?
To jest bardzo ważne. Dla gospodarki pieniądz jest energią, dla człowieka
pieniądz jest energią tylko wtedy kiedy ma pokrycie czyli można nim
zaspokoić życiową potrzebę. (Czy potrafimy odróżnić potrzebę
życiową od chcicy, pragnienie chleba od pragnienia złota?)
Bank jest składowiskiem energii ale
tylko dla przemysłu, dla ludzi jest tkanką tłuszczową. To nie jest
nic zdrowego ani żywego. Tkanka tłuszczowa, komórki tuczne, kiedy
jest głód pierwsze idą pod nóż. Komórki tuczne służą tylko
do tego by człowiekowi stworzyć, bufor, rezerwę, zabezpieczenie,
ale komórki tłuszczowe nie są komórkami życia, są czasem, czasem,
który organizm sobie kupuje. W gospodarce pieniądz jest potrzebny,
- dla życia, nie. Powstała specyficzna sytuacja, bo pieniądz pozwala
oderwać moment konsumpcji od momentu wytworzenia energii. Mamy energię
i mamy ją nagle w baterii. Pytanie: czy w baterii mamy energię? Tak
naprawdę energią jest to, co powoduje przesunięcie, zmianę.
Ekonomiści tego nie rozumieją, że
bank jest instytucją zwyrodniałą; uważają, że pieniądz jest takim
samym "dobrem" jak energia i można go produkować. "Systemowcy"
mówią: bank jest instytucją zwyrodniałą, pieniądz (zły) oderwany
od dobra zaspokajajacego rzeczywistą potrzebę, wypiera dobry pieniądz
(prawo Kopernika). Banki tak naprawdę nie są potrzebne bo cały organizm
może udostępnić swe zasoby i pełnić rolę banku w przypadku konieczności
rozwoju lub mobilizacji. Ale banki okazały się bardzo użyteczne dla
tak zwanego "nieograniczonego rozwoju" i to właśnie dlatego,
że są energią dla działalności opartej na wskaźnikach wzrostu,
a nie na potrzebach człowieka. I powstała sytuacja, że ten kto chce
działać wykazując się zyskiem a nie użytecznością, ma na swe
usługi banki. To sprawiło, że banki zaczęły żyć własnym życiem.
To jest coś niesamowitego: bank nie jest organizmem ani produkującym,
ani przetwarzającym energię. Bank jest rakiem na gospodarce bo rządzi
się chęcią wytworzenia jak największego zysku kosztem człowieka.
System banków jest jak banda: współpracuje i walczy o zysk, kosztem
reszty.
Jest pewne zjawisko, które bardzo
trudno zobaczyć, mianowicie kiedy bank pożycza pieniądze według
zasobów które ma, jest wszystko w porządku, jest to uczciwa działalność.
Tak bank powinien działać, ale banki zauważyły, że jeżeli
wszyscy nie zgłoszą się na raz po odbiór swoich depozytów to mogą
pożyczyć więcej niż mają. Dlaczego? Bo pieniądz bankowy jest pieniądzem
wirtualnym, jest pieniądzem w zapisach. Pieniądz bankowy nigdy nie
pojawia się w postaci papieru, banknotu, monety. To jest rewers, który
nie ma pokrycia, to jest zapis. Co się stało? Banki zauważyły, że
można zarabiać w ten chytry sposób nie tylko udzielając kredytu
pojedyńczym ludziom ale wręcz całym państwom. Zrobimy egzemplifikację
tego, pokażemy kazus, przypadek kliniczny.
Stany Zjednoczone. Rotschildowie zauważyli,
jeszcze w XIX-tym wieku, że w Stanach Zjednoczonych da się zrobić
rewelacyjne interesy. Na początku XX-go wieku powstał zalążek tego
co się później stało Rezerwą Federalną. My mamy Bank Narodowy,
który emituje pieniądze, i jeżeli jest równowaga między pieniądzem
a towarem to wszystko działa dobrze, jeżeli nie ma równowagi to pojawia
się inflacja, spadek wartości pieniądza. Fundusz Rezerwy Federalnej
powołany do życia w Stanach Zjednoczonych to jest drukarnia pieniędzy
(nazwijmy to po imieniu). Ta drukarnia pieniędzy jest własnością
banków, które się nazywają Bankami Rezerwy Federalnej. Bank Rezerwy
Federalnej drukuje papierki zwane banknotami, ale ponieważ to są banki
prywatne, więc te papierki sprzedają rządowi, de facto, jeżeli już
mówimy o czystej transakcji - to jeden papierek kosztuje ok.
20 centów - studolarówka, czy tysiącdolarówka kosztuje 20 centów.
Wydawałoby się, że rząd zapłaci
Funduszowi i sprawa jest zamknięta. Ale tak nie jest, bo te dolary
po wydrukowaniu i po uregulowaniu ich kosztów druku są przekazywane
rządowi jako pełnoprawny środek płatniczy. A rząd nie mówi dziękujemy,
że wykonaliście dla nas usługę, tylko przekazuje równowartość
w obligacjach skarbowych FED-owi za "wypożyczenie" banknotów.
Prawdziwych, rzeczywistych obligacji rządowych, które jak akcje czy
jak inne papiery pożyczkowe są oprocentowane. Za to, że Amerykanie
używają banknoty, facetom, którzy są właścicielami FED-u płacą
pieniądze, prawdziwe pieniądze, których w zapisach bankowych jest
oczywiście o wiele więcej niż w rzeczywistych dolarów w obiegu.
W tej chwili sądzę, że jest około 10 razy więcej dolarów w bankowych
odpisach, które nie mają żadnego pokrycia w towarach, są tylko akcjami
i innym pieniądzem spekulacyjnym na giełdach. Dziesięć razy więcej
dolarów niż towaru to było już osiem lat temu, gdy czytałem o podatku
Tobina, i to wszystko już były dolary spekulacyjne, pozwalające przejąć
im kontrolę nad żywnością, surowcami i energią całego świata
w razie jakiegoś kryzysu politycznego. Gdyby była jakaś zadyma, stać
ich na to by wykupić wszystkie surowce, całą żywność i wszystkim
innym powiedzieć: teraz jesteście naszymi niewolnikami.
My wszyscy siedzimy na bańce nawet
o tym nie wiedząc. Szef FED-u powiedział wprost: ...gdyby problem
polegał na dolarze to my możemy je zrzucać z samolotu.
Całkiem niedawno okazało sie, że
Chińczycy sobie przypomnieli, iż mają 600 miliardów, które chcieliby
na coś przeznaczyć. Oni za frico sprzedawali swoje towary Ameryce
i tylko te dolary ciułali, ciułali... . Amerykanie mówią... no tak,
ale my teraz obniżymy wartość dolara... Chińczycy mówią: nawet
się nie ważcie! I Amerykanie, którzy już byli dawniej przygotowani
do wprowadzenia amero, bo chcieli w ogóle "wyłyżeczkować"
dolara, przerazili się, że nagle ktoś przypomniał o ich pieniądzach
na cudzych kontach... Myśleli: dopóki my mamy pieniądze, mamy możliwość
przejęcia wielu rzeczy na zasadzie zakupu, a później jak to już
będzie nasze, to się pieniądze wyzeruje. ( Tak zrobiono po wojnie
wpowadzając nowy złoty komunistyczny i wszyscy ci, którzy mieli pieniądze
w materacach nagle okazało się, że je stracili; tak zrobił również
M.Rakowski w latach dziewiędziesiątych. )
Denominacje, czy wymianę pieniędzy
można bardzo łatwo przeprowadzić, ale Chińczycy nagle powiedzieli:
słuchajcie my mamy broń, która może zestrzeliwać wasze satelity,
możemy w tydzień zebrać 10 milionów żołnerzy pod bronią i choćbyście
cuda robili, to my was przykryjemy czapkami, a wiecie również, że
umiemy się włamywać do komputerów. Chiny są na dzień dzisiejszy
bardzo mocne, nie idą w konkurencję z Europą - walczą o dominację
nad światem. Chiny mówią: nas w tej chwili ekonomia nie interesuje,
my chcemy dyktować warunki, mamy na tyle mocną gospodarkę, że musicie
się z nami liczyć.
Amerykanie na dzień dzisiejszy boją
się zrobić numer, który nam planowali : unieważnić papierowe dolary
i wprowadzić elektroniczną VISĘ. Jeszcze się tego boją zrobić,
ale wszyscy nadal siedzimy na bańce. Jednak kiedy i jak ona pęknie,
tego nikt nie wie.
Gracze są gdzie indziej niż wszyscy
myślą, i o co innego biega. Problem nie polega na interesach kontynentów,
czy gospodarek poszczególnych państw. Biznes, właściciele i wojsko
to są trzy zupełnie niezależne mocarstwa, które kontrolują. Samo
wojsko nic nie znaczy, sama gospodarka, nic, sami faceci, którzy są
właścicielami, bankierami itd, nic. Powiązania między nimi są kosmiczne
i ...koszmarne. Oni dzisiaj "na dzieńdobry" wywołują tsunami
i wojny. Jak chcą i kiedy chcą. Oni to potrafili już 50 lat temu.
Komentarze (11)
najlepsze
W tym jest sporo zwykłego pier&^&enia, ale tyle samo prawdy. Fajnie by było jakbyś to jeszcze jakoś zedytował, żeby się lepiej czytało.
Skoro Ci takie banialuki dają do myślenia, to nic dziwnego, że się nie znasz.
Panowie, poczytajcie Rothbarda, Misesa, czy nawet Marksa. Pieniądz to nie jest pusty nowotwór, tylko krwiobieg gospodarki. Tak jakby ktoś się dziwił po co mu krew - ani to nie jest kość, ani mięsień, ani budulec mózgu. Tak nie można