O historii plastyki w szkołach słów kilka...
Na ch^j mi plastyka w szkole? (╯°□°)╯︵ ┻━┻
Jako przyszły plastyk jestem bardziej, niż pewien, że każdy kto przebrnął przez edukację w Rzeczypospolitej przynajmniej raz sobie zadał to pytanie. I myślę, że warto na nie odpowiedzieć, szczególnie, że za 2 dni Dzień Edukacji Narodowej. A skoro plastyka to mój konik, to chętnie wam przybliżę historię tego przedmiotu w edukacji powszechnej, zadania jakie ma zrealizować oraz metodykę na przestrzeni lat. Na końcu podzielę się z wami moim zdaniem na temat realizacji postawionych celów i pogdybam sobie na temat tego "co można lepiej".
Na początku był Rysunek...
...a rysunek był u Pestalozziego i plastyką był tylko rysunek. Mamy przełom wieku XVIII i XIX, Szwajcarię, tamtejsze szkoły ludowe oraz wspomnianego J. H. Pestalozziego. Rzekłbym slangiem internetowym fanatyk geometrii, pół szkoły zaje...wiecie co dalej. Jego zamiłowanie do ładu, geometrii doprowadziło do tego, że prowadził zajęcia, na których uczniowie rysowali czworoboki, trójkąty, koła. Po prostu grupka uczniów rysowała figurę geometryczną obok figury geometrycznej.
Pestalozzi uważał, że podstawą wszelkiej nauki jest obserwacja. I właśnie rysunek uznał za idealną metodę rozwijania zdolności obserwacji. Proces rysowania sprowadził do geometrycznej analizy otoczenia. Przykładowa martwa natura jaką mógł być wazon był postrzegany jako np.: złożenie kilku stożków i walca. I tak uczył rysować wszystko. Od uproszczonych form do przedstawienia obiektu na papierze (co nie do końca jest zgodne z procesem widzenia, gdyż każdy człowiek najpierw widzi całość, a później analizuje składowe; Pestalozzi założył, że obiekty można składać z prostych brył tak jak się składa wyrazy z liter - a i to założenie jest błędne, bo człowiek najpierw "łapie" cały wyraz).
Rysunek w szkołach
Wprowadzenie tego przedmiotu do nauki elementarnej można podzielić na trzy etapy, czy też okresy. Każdy kolejny wiązał się ze zmianą myślenia o przedmiocie, o jego celach i rozwinięciu metod nauczania.
Okres pierwszy, czyli druga połowa XIX wieku
Przede wszystkim uczono rysunku odręcznego. Rysowano bez przyrządów takich jak linijka czy cyrkiel proste, krzywe, koła, elipsy i inne figury płaskie. Ze strony nauczyciela wymagało to minimum zaangażowania, bo wystarczyło, że zadał co mają narysować i ile razy, a potem sprawdzał ze wzorcem, czy już uczeń potrafi. Potem podnoszono poprzeczkę i uczono rysować się bryły. W założeniach miało to uczyć uwagi, dokładności i umiejętności obserwowania. W dalszych etapach uczniowie uczyli się kopiowania bardziej skomplikowanych wzorów geometrycznych.
Faktycznie to było użyteczne, ale głównie dla rzemieślników, krawców, cieśli, stolarzy. Z tego też powodu niedługo potem rozpoczął się romans rysunku z pracami technicznymi i powstał taki przedmiot jak rysunek techniczny. W kraju nad Wisłą (gdy tylko odzyskał niepodległość, oczywiście) rysunek techniczny był uskuteczniany w szkołach aż do lat 60 XX wieku. Do dzisiaj są tego ślady. Często zdarza się, że na technice są moduły kojarzące się bardziej z plastyką (ja na przykład miałem origami), a i w wielu szkołach nauczyciel plastyki uczy również techniki. Sam się o tym przekonałem, realizując praktyki na plastyce i technice w podstawówce, we wrześniu.
Następcy Pestalozziego kompletnie wypaczyli jego ideę o uczeniu się obserwacji, wychodząc z założenia, że każde usprawnienie procesu rysowania, które prowadzi do skrócenia czasu powstawania rysunku jest dobre. Zaczęto wydawać zeszyty w dużą kratkę, która miała ułatwiać przerysowywanie obiektów. Niedługo potem pojawiły się zeszyty w stylu dodatków do Kaczora Donalda (nie bijcie mnie za to infantylne skojarzenie), gdzie na jednej kartce była kratka, a na drugiej w kratkę wrysowany obiekt. Wystarczyło przerysować kratka po kratce i viola! Umiesz rysować, młody człowieku (✌ ゚ ∀ ゚)☞
Rysunek coraz bardziej przypominał zajęcia techniczne. Z moich osobistych uwag, dodam, że miałem okazję widzieć archiwalne prace z tego okresu, które się jeszcze nie rozleciały. Pierwsze co przywodzi skojarzenia z techniką to obowiązkowa ramka na kartce o szerokości 10 mm. I podpis pismem niemal technicznym.
Okres drugi, czyli pierwsza połowa XX wieku
Zacznę od Polski, bo tu będzie krótko. Polska odzyskała niepodległość. Trzy zabory. Trzy systemy edukacji. I spróbuj teraz to scalić nie tworząc z tego okropnego potworka Frankensteina, który co najwyżej powie: thx for not aborting me. No nie da się ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ale dzielnie próbowali zrobić COŚ. I coś im się udało. Na przykład bardzo skutecznie zbudowali estymę zawodu nauczyciela (wg. mojej profesor to do końca lat 80 to był drugi najbardziej poważany zawód w Polsce, zaraz po profesorze uczelni, cokolwiek to znaczy). Z innych przykładów postawiono na szybką i dosyć skuteczną jak na nasze warunki edukację nauczycieli. Dosyć powszechne były kursy doszkalające z niemal wszystkiego co mogło być potrzebne. A co spotkało rysunek? Gwałt. Ten sam gwałt co w reszcie Europy w poprzednim okresie. Sprowadzono ten przedmiot do rysunku technicznego i tyle. Mimo badań psychologów i krzyków, że młody człowiek potrzebuje przestrzeni do ekspresji w plastyce, a nie sztywnych reguł technicznych. Niestety szkoła jako taka jest bardzo sztywnym systemem, gdzie zmiany zachodzą z ogromnym oporem. U nas zmiana zaszła dopiero w okolicy lat 80.
A jakie były tendencje ogólnoświatowe? Różne. Nadal w części państw skostnienie systemów edukacji nie pozwalało na zmianę. Myślenie "skoro jakoś to działało, to po ki chuj ruszać" silne było w wielu narodach ( ͡°( ͡° ͜ʖ( ͡° ͜ʖ ͡°)ʖ ͡°) ͡°)
Dorzućmy do tego Sjold skandynawski. A cóż to takiego? A był to pierwszy dobry (jak na tamte czasy) system nauczania robót ręcznych w epoce, gdzie przemysł rozwijał się w zatrważającym tempie. Sjold jako metoda to było wykonanie przedmiotu z drewna o różnym stopniu skomplikowania. Każda praca w drewnie poprzedzona była dokładnym wyrysowaniem przedmiotu na papierze w trzech rzutach (brzmi znajomo?). System miał kilka wariacji, których nie ma co omawiać. Warto zaznaczyć pewną ogólną tendencję. Rysunek stał się czymś podległym technice i robótkom ręcznym. Oderwano rysunek od plastyki, obdarto z jakichkolwiek powiązań ze sztuką. Czy to źle? Raczej tak. Stoi to w opozycji do ówczesnych wyników badań na rozwojem dziecka. Można postawić dosyć śmiały wniosek, że nie tylko ówcześni nauczyciele ignorowali wiedzę o rozwoju młodego człowieka, ale także ci którzy zajmowali się układaniem programów nauczania, wydawcy i autorzy książek i podręczników z ćwiczeniami. Nauka swoje, a szkoła swoje ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Ale jak wspomniałem ogólnoświatowe tendencje był różne. Ano były. Zaczęły się coraz liczniej podnosić głosy plastyków, że nie tak powinno się edukować dzieci. Że potrzebują one kontaktu ze sztuką, bo jest to jedna z najstarszych potrzeb człowieka, bo dziecko potrzebuje możliwości wyrażania siebie. N. Bobieńska odwoływała się do założeń Pestalozziego o rozwijaniu umiejętności obserwacji, ale dodała do tego od siebie rozwój wyobraźni twórczej, jak to ujęła w programie.
I to co opisała brzmi już jak typowe zajęcia plastyczne. Dla przykładu: pierwszy rok edukacji reprezentowały ćwiczenia z lepienia w glinie i ilustracje. Drugi rok to było modelowanie, rysunek z natury i z pamięci, wycinanki oraz ćwiczenia rozmachowe (to akurat zaczerpnęła z zajęć rysunku - rysowanie prostych linii, krzywizn, elips i kół odręcznie). Tutaj był akcent polski. A z nazwisk zza granicy, które tworzyły podobne w założeniach programy należy wymienić J. Liberty'ego Tadda, S. Matzkego i L. Misky'ego.
Okres trzeci, czyli po 1945 r.
Był to czas jeszcze bardziej niejednolity, niż poprzedni. Polska niejako się zatrzymała w rozwoju w tej dziedzinie. Rysowano technicznie do końca lat 60. I nic nadto. A i potem nieznacznie tylko wzbogacono rysunek. Dodano takie ćwiczenie jak projektowanie ilustracji do książek, bajek, baśni itp. Ale i to nosiło znamiona zadania technicznego. Warstwa artystyczna była bardzo uboga (wiem co mówię, widziałem archiwalne prace i z tego okresu). Niemal zawsze stosowano prostą, niezróżnicowaną kreskę jako kontur i wypełnianie pól barwą, z prostym modelunkiem i światłocieniem.
Niektóre ćwiczenia dla mnie są prawdziwą zagadką, jak np rysunek z pokazu. Polegało to na tym, że przedmiot rysowano na tablicy w formie bardzo schematycznej, ścierano, pokazywano jak go narysować, po czym znowuż ścierano lub zasłaniano i to mieli z pamięci narysować uczniowie. Super lekcja, bulwo ヽ( ͠°෴ °)ノ
Z rzeczy, które mogę z czystym sumieniem pochwalić w polskiej edukacji w ramach przedmiotu plastyka i jego różnych wcieleń, było zwrócenie się ku sztuce ludowej, choć przyczyna tego nie była, aż tak chwalebna (khy...khy...komunizm). Było to już jakiekolwiek zwrócenie się ku sztuce. Lepszy rydz, niż nic.
Nadciąga Plastyka ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Aż chciałoby się rzec: Nareszcie! No...przynajmniej ja bym chciał. Pierwsza i najważniejsza rzecz: w końcu zmieniono cele. W końcu ten przedmiot nie jest na usługach techniki i jest faktycznie po coś. Jego założenia to:
- rozwijanie zdolności wrażliwego i wnikliwego obserwowania form i zjawisk rzeczywistości, zarówno przyrody, jak i dzieł rąk ludzkich
- rozwijanie zdolności do bezinteresownego (dopisek autora: XD) twórczego wysiłku
- przyswojenie przez uczniów podstawowych wiadomości z dziedziny estetyki i sztuki, rozwijania zdolności przeżywania i rozumienia piękna w przyrodzie i sztuce, budzenia żywego zainteresowania dorobkiem kulturalnym narodu i świata
- wdrażanie do praktycznego stosowania zasad estetyki życia codziennego
Materiał koncentrował się wokół ćwiczeń z zakresu budowania kompozycji, zestawień kolorystycznych, ekspresji inspirowanej, estetyki życia codziennego. Nie chciano wychowywać nowych Leonardów, Mitorajów, Michałów Aniołów i innych. W założeniach mieli to byś po prostu świadomi odbiorcy sztuki, którzy mają jakieś pojęcie o estetyce.
I tu należy zadać to trudne pytanie:
Czy to się udało?
Na moje oko nadal nie. Bo program programem, ale szkoła sobie nadal leci w chuja. Albo raczej porażająca część nauczycieli. Ale i pewne założenia programowe też są tu winne. Przykład: czas. W tygodniu jest w tym momencie w szkole podstawowej 1 godzina lekcyjna plastyki, która w programie ma: historię sztuki, zajęcia praktyczne, zajęcia teoretyczne. Często trzeba coś wywalić, coś omówić po łebkach, a nie każdy nauczyciel plastyki wie co może olać, a co musi zrobić. Z mojego doświadczenia większość skupia się na historii sztuki, a na o wiele bardziej estetykę nie zostaje czasu. I mamy potem świat z gównianymi plakatami, reklamami, a mało kogo to razi, a jeśli razi to jest przewrażliwiony. Ja tam bym chciał żyć w otoczeniu ładnym, kojarzącym się pozytywnie, a nie we wszędobylskiej tandecie. Ale to ja.
Ale może coś się zmieni. I może zmieni się podejście, że plastyka to kolejny bezwartościowy przedmiot w szkole, obok muzyki, czy na co tam teraz samozwańczy mędrcy świata narzekają.
W przygotowaniu artykułu oparłem się o książkę "Metodyka zajęć plastycznych w klasach początkowych", WSIP Warszawa 1984 oraz o wiedzę zaczerpniętą z zajęć na studiach
Komentarze (129)
najlepsze
Estetyki czy gustu nie da się ot tak nauczyć. To budowanie świadomości i potrzeb przez pokolenia. Przez otoczenie, przedmioty, książki, obrazy, wystawy... Nie nauczy "Plastyki" ktoś kto sam ma nikłym pojęcie o zagadnieniu, a takich nauczycieli jest niestety ogromna większość. Robią oni młodym ludziom krzywdę swoim opacznym rozumieniem i nauczaniem przedmiotu. Odstręczają
Ja zamierzam, choćbym miał się i zesrać przez niewygody podstawy programowej ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Życzę
Nie mówiąc jeszcze o tym, że te zajęcia miały szczątkowe zaplecze teoretyczne. Chyba że
4-7 to inna bajka. Tutaj dochodzi trochę teorii w podstawie programowej. Ale tyle
BTW; Kiedyś plastyczka zachorowała i wychowawczyni poprowadziła plastykę - a potem wezwała moich rodziców do szkoły - zgadnijcie co powiedziała....
Zwłaszcza w części praktycznej, jest dane zrobienie czegoś wg wzoru, i w dodatku na ocenę, kreatywne #!$%@? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Ze swojego przykładu: gdyby mnie na studiach nie postawiono przed faktem, że będę miał 2 semestry rzeźby w życiu sam bym tego nie spróbował. A oto jestem po dwóch semestrach rzeźby i wybrałem rzeźbę jako specjalizację.
Edukacja to nie jest robienie tego
A poza tym, kreatywność nie wyklucza radzenia sobie w określonych ramach. Mało tego, jestem zdania, że faktycznej kreatywności to się można nauczyć dopiero, gdy mam określone granice działania.
Estetyka nie jest aż tak subiektywna jak byśmy tego chcieli.
Dlatego te przedmioty - plastyka, muzyka są bezsensowne. Jeszcze głupsze niż domyślanie się "co autor miał na myśli wg. piszącego podręcznik".