Orange leci z nami w kulki. A właściwie w betonowe słupy, które zagrażają życiu.

DonMC
DonMC
Chcę opisać Wam sytuację z ORANGE, dzięki której pół wsi w południowej Polsce nie ma telefonów, nasza firma ponosi ogromne straty, a betonowe słupy telefoniczne walą się jak zapałki i zagrażają życiu.



Skrótowo TL;DR:

Od blisko 3 tygodni w naszej firmie nie mamy telefonów i internetu (prócz nas - pół wsi jest pozbawione w/w), bo ciężarówka jadąca drogą zahaczyła o obwiśnięty kabel telefoniczny, tym samym przewracając betonowy słup wkopany na 30-40cm na podwórko sąsiadki. Słup według relacji sąsiadki przewraca się już po raz drugi w ciągu ostatnich 5 lat i zagraża w ten sposób. W związku z powyższym sąsiadka nie chce zgodzić się na postawienie słupa po raz trzeci, bo twierdzi, że zagraża to jej życiu i zdrowiu a Orange nie widzi rozwiązania, zapowiada pozwy sądowe wobec poszkodowanej oraz brak perspektyw na przywrócenie linii telefonicznej.

Long story:

Pracuję w obiekcie hotelarskim (Hotel, SPA, trochę terenu zielonego) i jak nie trudno się domyślić jesteśmy teraz w wysokim sezonie, a właściwie przed nim. Około 3 tygodnie temu w pewnym momencie przestało działać wszystko od Orange - internet i telefony. Co do internetu sprawa jest o tyle prosta, że mamy alternatywnego dostawcę i łącze backupowe, jednakże brak linii telefonicznej powoduje u nas ogromne straty. Udało się co prawda szybko wrzucić na stronę informację, że mamy awarię telefonów i awaryjny numer telefonu komórkowego, jednak strona www to nie wszystko - jak każda firma produkujemy wiele ulotek, katalogów, folderów i innych materiałów reklamowych, nie każdy zagląda na stronę.

Pierwsza obietnica ze strony Orange (gdy nie znaliśmy przyczyny awarii) brzmiała max 72h na naprawę. Po 72h oczywiście brak efektów, udało nam się po wielu telefonach wynegocjować choć tyle, że jeden z naszych numerów został przekierowany na tę awaryjną komórkę. Drugiego już się nie udało.. ten numer jest znacznie rozpowszechniony na materiałach reklamowych.

Normalnie o tej porze roku telefon dosłownie się "urywa" - ponadto nasza centralka telefoniczna kolejkowała połączenia i robiliśmy wszystko, by jak najsprawniej obsłużyć przychodzące połączenia. Teraz telefon dzwoni po pierwsze dużo rzadziej, po drugie pomimo połączeń oczekujących goście cały czas słyszą sygnał zajętości i zwyczajnie się zniechęcają, sam bym nie oczekiwał na połączenia.
Nasi pracownicy nie mają jak realizować połączeń wychodzących - nie każdy ma telefon służbowy (np. SPA by umówić zabiegi itp.) choć ratujemy się jak możemy. Dla nas oczywiste jest, że ponosimy z tego tytułu bardzo duże straty, a Goście którym uda się do nas ostatecznie dodzwonić mówią, że już byli przekonani że zwinęliśmy interes.

Jak wspominałem wyżej powodem awarii jest zerwany kabel telefoniczny (przewieszka nad drogą powiatową nie konserwowana, która obwisła) - pociągnięcie kabla telefonicznego spowodowało wywrócenie dużego, betonowego słupa który wkopany był dosłownie na 30-40 cm w ziemię. Właścicielka gruntu na którym stał słup mówi, że ten słup przewrócił się już po raz drugi w przeciągu 5 lat, co więcej po jej podwórku biegają małe dzieci i kobieta cieszy się, że akurat nie było ich na podwórku, bo skończyłoby się to tragedią. W naszej ocenie nie dramatyzuje, bo powalony na podwórku słup nie wyglądał jak coś, co chciałbym mieć u siebie przy domu.

Tym samym właścicielka gruntu poinformowała Orange, że nie pozwoli im po raz kolejny postawić słupa na swoim terenie. Nie dziwię się jej, też miałbym obawy. Nie powinno to stanowić żadnego problemu, gdyż dosłownie 50 cm dalej jest gminna działka, na której Orange bez najmniejszego problemu uzyskałby zgodę na przeniesienie tego słupa, jak widać niezbędnego. Technicy twierdzą jednak, że to "wymaga decyzji dyrekcji" i ... czekamy. Co więcej, w/w kobieta poinformowała Orange, że POZWOLI im wstawić ten słup pod warunkiem, że dadzą jej pisemną deklarację, że w ciągu tygodnia / miesiąca / x czasu usuną go z jej działki, a teraz przywrócą go tymczasowo.

Niestety przez opieszałość Orange kilkadziesiąt domów pozbawionych jest ich usług, nasza firma notuje odczuwalne straty a Orange... właściwie czeka nie wiadomo na co. Po tym czasie udało się NARESZCIE porozmawiać z kimś kompetentnym, kto mimo wszystko mówi, że "czekamy, bo takie są procedury".

To, że usługi trzeba będzie przenieść do innego operatora jest oczywiste - choć w niedużej wsi na południu kraju to niekoniecznie prosta sprawa. Najgorsze jednak jest odczucie wszystkich zainteresowanych, że rozmawiamy z "infolinią", nie ludźmi, a ci którzy nawet wykażą odrobinę zainteresowania są trzymani przez procedury. Orange twierdzi, że musi spotkać się z w/w Kobietą w sądzie, bo ona utrudnia im prace - dzięki bardzo, po dwukrotnym zagrożeniu życia przez wielki betonowy słup bardzo ładnie z Waszej strony... a wystarczyłoby zaangażować trochę sił i w ciągu 2-3 dni słup mógłby stać w nowym miejscu a linia telefoniczna uruchomiona ponownie. Jednak Orange "ma procedury" i generalnie ma w głęboko w d*** swoich klientów...