Feminizm, kłamstwa i równouprawnienie (albo kasety wideo)

Rozenkranc
Rozenkranc
TL;DR Feministki kłamio i oszukujo w ekstraordynaryjny sposób. Jest dużo literek, cyferek i źródeł. A wstęp to już zupełnie jest do niczego.

Dlaczego lubię kobiety, lecz nie lubię feministek?

Pomny doświadczeń w Internecie nim zacznę pisać na właściwy temat czuję się w obowiązku wyjaśnić parę kwestii.

Jestem (jak na Internet) dość stary. Już jakiś czas temu skończyłem 40 lat. Jestem wyrejestrowanym niewierzącym. Żyję w związku nieformalnym od niemal 20 lat. Mam dwójkę, nieochrzczonych dzieci. Moja partnerka doskonale zdaje sobie sprawę z moich poglądów. Jej poglądy w zakresie, który będę tu poruszał, są bardziej radykalne niż moje. Innymi słowy mam dwójkę dzieci z "agent of the patriarchy", która cierpi na "internalized misogyny". I nie będę pisał co ona sądzi o kobietach używających wobec niej takich sformułowań. Ban by poleciał.

Wracając do nagłówkowego pytania. Myślę, że dzieje się tak głównie dlatego, że większość stereotypowo kobiecych czynności to albo lubię gdy kobieta je wykonuje, albo są mi one obojętne. Poza tym nie traktuję kobiet jako monolit, gdzie wszystkie osobniki są bite z jednej sztancy. Dlatego też sam nie gadam w stylu "wszystkie laski lecą na kasę", albo "wszystkie laski lubią złych chłopców"

Nie lubię za to obecnych Nowoczesnych Feministek Walczących (dalej nazywanych feministkami). No nie lubię i to z kilku powodów:

1. Wierzę w to, że kobiety i mężczyźni powinni być równi wobec prawa i żadna z płci nie powinna być dyskryminowana.

Tak, tak, wiem - "Feminism is a range of political movements, ideologies, and social movements that share a common goal: to define, establish, and achieve equal political, economic, personal, and social rights for women". Tyle tylko, że obecny feminizm już tak odjechał od swojej słownikowej definicji, że powoli robi się własną karykaturą.



Nie widzę powodu aby z kobiet robić ofiary losu, które wymagają specjalnego traktowania. Dlatego nie jestem "feministą". Jestem za równością szans, a nie za równością efektów. Równość szans, w naszym kręgu kulturowym, to już mamy. Nie sądzę aby wprowadzanie parytetów w celu osiągnięcia równości efektów było najlepszym rozwiązaniem.

2. Feministki nie potrafią dyskutować.

Czymś zupełnie normalnym jest, że podczas dyskusji w Internecie z feministką dowiesz się, że:
- jesteś nieempatycznym chamem, który nie potrafi zrozumieć żadnej kobiety
- jesteś niskim, bezzębnym kurduplem, którego żadna kobieta nie chciała
- masz małego penisa, więc kobieta z którą jesteś jest nieszczęśliwa
- masz stuleję, bo żadna kobieta cię nie chciała
- jesteś gejem i dlatego nienawidzisz wszystkich kobiet
- nie jest pewnym swojej seksualności i dlatego nienawidzisz wszystkich kobiet
- przeszedłeś traumę w dzieciństwie i dlatego nienawidzisz wszystkich kobiet
- byłeś molestowany w dzieciństwie i dlatego nienawidzisz wszystkich kobiet
- jakaś kobieta cię zraniła i dlatego nienawidzisz wszystkich kobiet
- nienawidzisz wszystkich kobiet "because of reason"
- pochwalasz przemoc wobec kobiet
- pochwalasz gwałt



Do tego absolutnie obowiązkowym jest zestaw następujących argumentów:
- naucz się najpierw czym jest feminizm (i tu pada nazwisko jakiejś niespecjalnie rozpoznawalnej feministki)
- NAWALT - Not All Women Are Like That. Tak - ten banał przewija się regularnie.
- AMALT - All Men Are Like That. Poważnie - "skoro niektórzy mężczyźni gwałcą, to nauczajmy wszystkich mężczyzn, że gwałt jest czymś złym".
- To nie jest prawdziwa feministka - to mój ulubieniec - "No true Scotsman fallacy". Wystarczy pokazać feministce cytaty z takich tuzów feminizmu jak Andrea Dworkin, Naomi Wolf, Valerie Solanas, Gloria Steinem, czy z bardziej współczesnych - Jessicę Valenti. Każda z nich ma na koncie taki "hejt", że spokojnie - dowiesz się, że to nie jest Prawdziwa Feministka. Prawdziwą feministką jest wyłącznie ta z którą właśnie rozmawiasz. I jako papież feminizmu określa kto może twierdzić iż należy do ruchu

3. Feminizm stał się religią.

Obecnie feminizm stał się niefalsyfikowalny. Nie można go poddać metodzie naukowej. Posiada za to niekwestionowalne dogmaty wiary:
- patriarchat,
- nieustająca opresja mężczyzn wobec kobiet,
- kobiety są ofiarami systemu,
- mężczyźni rodzą się z przywilejami,
- obowiązuje u nas kultura gwałtu

Prawd wiary nie można kwestionować. One zostały dane i są. Trwają niepodważalnie. Gdy próbujesz to zrobić oznacza to, że jesteś mizoginem i nienawidzisz wszystkich kobiet. By definition.

4. Feminizm zajmuje się problemami pierwszego świata

Problemem dla feminizmu nie jest to, że gdzieś jakiejś kobiecie wycięto łechtaczkę, nie jest problemem, że są części świata, gdzie za gwałt ofiarę się kamienuje. Nie jest problemem, że są kraje gdzie kobieta za kierownicą jest uznawana za... terrorystę. Co więcej - jest całkiem prawdopodobne, że będą uważały, że ludzi z tamtych kultur należy sprowadzić do Europy:



To nie są problemy godne nowoczesnego, oświeconego, zachodniego feminizmu. On zajmuje się znacznie poważniejszymi kwestiami:
- mansplaining - czyli coś co tutaj uprawiam. W końcu ośmielam się uważać, że mogę lepiej wiedzieć od feministki czym jest feminizm.
- manspreading - czyli problem polegający na tym, że mężczyźni nie chcą miażdżyć swoich jąder swoimi udami. Jest to skandal i przykład dominacji mężczyzn! Jak oni ośmielają się nie chcieć miażdżyć swoich jąder aby kobiety mogły położyć gdzieś swoje torebki!
- męskoosobowe nazwy zawodów - bo to naprawdę straszliwy problem, że mówi się pani pilot, pani sędzia, pani chirurg, czy pani minister.

5. Feministki, w celu osiągnięcia zaplanowanych przez siebie celów potrafią posunąć się do manipulacji, a momentami wręcz oczywistego oszustwa.

I w sumie o tym będzie ten tekst.

Prawdziwy początek

Do popełnienia tego wpisu sprowokował mnie pewien wykop:

//www.wykop.pl/link/3134917/95-proc-zgwalconych-lub-molestowanych-nie-zglasza-sprawy-ani-policji-ani/

Temat już był poruszany. W grudniu poprzedniego roku [1][2][3]. Minęło parę miesięcy i wraca. Wraca choć nadal trudno znaleźć jakiekolwiek informacje dotyczące sposobu przeprowadzenia badań (i nie mówię tu o wielkości próbki).

Autorki twierdzą [4], że 87% kobiet doświadczyło "jakiejś formy molestowania seksualnego". Odsetek robi wrażenie. Chciałbym jednakże dowiedzieć się jakie formy molestowania seksualnego były brane pod uwagę. Ciekawi mnie to głównie z tego powodu, że obecnie, w niektórych krajach, postuluje się, że za molestowanie seksualne powinno uznać się to, że... jakiejś kobiecie mężczyzna się przygląda [5].

Kolejną informacją tam podawaną jest to, że 62% kobiet brało udział w aktywności seksualnej, której nie chciało. Tu podobnie - brak jakichkolwiek danych o tym co autorzy ankiety rozumieją poprzez "niechciana aktywność seksualna". I nie - nie jest to gwałt, gdyż zgwałconych zostało 20% respondentek. W tym połowa (czyli około 10% całej populacji) wielokrotnie, zaś 20% z owych 20% (czyli 4% całej populacji kobiet) więcej niż 10 razy.

Liczby powalają - nieprawdaż? Tyle, że znowu - brak jakichkolwiek informacji o sposobie analizy wyników ankiety zwyczajnie nie pozwala wyciągnąć żadnych wniosków nt. faktycznej skali zjawiska i jego charakteru.

Szczególnie dziwnie wygląda informacja o tym, że 4% kobiet w Polsce przeżyło ponad 10 gwałtów. Sam widzę tylko kilka możliwości wyjaśnienia tego fenomenu:
a) kobiety te mają szczególnego pecha, co jednak zważywszy na skalę wydaje się dość mało prawdopodobne,
b) kobiety te żyją w toksycznych związkach, co wydaje się być do pewnego stopnia prawdopodobne,
c) definicja gwałtu użyta w badaniu odbiega od tego co zwykło uważać się za gwałt.

Zważywszy na trendy we współczesnym feminizmie, a także proweniencję fundacji Ster, ośmielam się sądzić iż w ankiecie umieszczono pytanie w stylu "czy uprawiałaś seks w stanie upojenia alkoholowego". I jestem przekonany, że jeżeli podobnego rodzaju pytanie tam faktycznie występuje, to przynajmniej część z owych "zgwałconych" to panny, które się ostro wstawiły na imprezie i zaciągnęły jakiegoś chutliwego byczka do łóżka. One mogą nawet tego nie żałować. Ale i tak zostaną uznane za zgwałcone, gdyż "nie wyraziły jednoznacznej, entuzjastycznej zgody".

Alternatywne wyniki

Wg badań [6], wśród których da się dojść do sposobu ich przeprowadzania [7], Polska znajduje się na dole tabeli w każdym przypadku gdy chodzi o niepożądane zachowania wobec kobiet. I to pomimo tego, że w kwestionariuszu pojawiają się np. takie pytania:
* Czy, a jeśli tak, to jak często doświadczyłaś [8]
- Niechciane dotykanie, obejmowanie, lub całowanie
- Niewłaściwego przyglądania się przez co czułaś się zastraszona
- Komentarzy o naturze seksualnej, lub żartów, które powodowały, że czułaś się urażona
- Niewłaściwego zaproszenia na randkę
- Agresywnego pytania o życie prywatne, które powodowały, że czułaś się urażona
- Otrzymywania niechcianych emaili, lub SMSów o naturze seksualnej, które powodowały, że czułaś się urażona
- Niewłaściwych "podrywów" w mediach społecznościowych, które powodowały, że czułaś się urażona
- Ktoś się przed tobą obnażył w niewłaściwy sposób
- Ktoś zmusił Cię do oglądania porno wbrew Twoim zamiarom

Pytania powyżej pochodząc z części dotyczącej napastowania seksualnego. W Polsce dotknęło ono 32% kobiet w wieku powyżej 15 lat. W Szwecji 81%, w Danii 80, w Czechach 51%, Słowacji 49% [9].

Nawet w takiej analizie, która bierze pod uwagę subiektywne odczucia, problem przemocy na tle seksualnym w Polsce dotyka... 5% kobiet. W Danii 19% [10].

Naturalnie - wg narracji feministycznej wynika to z tego, że w Polsce "kobiety boją się mówić prawdę" (co jest częściową prawdą; częściową prawdą, czyli całym kłamstwem). Na Litwie (14%) się nie boją, a w takiej Chorwacji (5%) już tak. Widać feminizm na Litwie już triumfuje, a w Chorwacji króluje patriarchat. Aż boję się pomyśleć jak muszą być zastraszone kobiety w Portugalii skoro tam problem ten miałby dotykać tylko 4%.

Przykro mi, lecz nie ma żadnych przesłanek za tym aby sądzić iż ankietowani boją się podawać prawdziwych informacji w anonimowych ankietach. Szczególnie nie widzę powodu dla którego powinno się uznać wyniki ankiety fundacji Ster, a kwestionować wyniki ankiety European Union Agency for Fundamental Rights. Szczególnie, że tylko w drugim przypadku można zapoznać się ze sposobem zebrania danych.

Do tego, warto podkreślić, że w ankiecie tej za napastowanie seksualne uważa się czyny, których doświadczył chyba każdy mężczyzna w wieku ponad 15 lat. Bo chyba każdy, przynajmniej raz w życiu, był podrywany przez szpetną córkę sąsiadki. Chyba każdy kiedyś usłyszał pytanie w stylu: "Nadal jesteś z Moniką?". I chyba każdy czuł się niekomfortowo, gdy podstarzała siostra babci chciała "niech-no-uściskać-tego-przystojnego-kawalera".

Szkoda, że FRA nie zrobiła "Violence against men survey". Wyniki mogłyby być dość interesujące.

Nikt nie zgłasza przestępstw!

Kolejną sprawą poruszaną przez panie z fundacji Ster, jest domniemana wykrywalność na poziomie 5%. Jest to kolejny element, który zwyczajnie kłóci się z danymi z FRA. Wg tej agencji w Polsce na Policję zgłaszanych jest 26% przypadków [11]. Tu może od razu wyjaśnię, że ankietowani mogli wybrać więcej niż jedną opcję, ale mogli również stwierdzić, że nikogo nie informowali o zajściu [12]. Dlatego procenty nie sumują się do 100. Wystarczy porównać sobie Polskę z np. Słowacją[13], albo Czechami[14] aby przekonać się, że u nas to chyba jednak częściej jest zgłaszane.

Niestety nie ma wprost informacji jaki odsetek incydentów został zgłoszony komukolwiek (bo osoba, która powiadomiła policję mogła także poinformować np. księdza, mops, szpital, lub organizację przeciwdziałającą przemocy w rodzinie). Jednakże nawet te 26% to absolutne minimum zgłoszeń.

Oznacza to, że twierdzenie iż 95% gwałtów jest niezgłaszanych to zwyczajna bzdura.

Ale i tak najciekawsze jest zestawienie mówiące o powodach braku zgłoszenia na policję [15]:
01. Poradziłam sobie sama/z pomocą przyjaciół/rodziny - 47%
02. Zbyt błahe/niezbyt poważne/nigdy mi się nie przytrafiło - 12%
03. Nie sądziłam, że chcieliby cokolwiek zrobić - 12%
04. Nie sądziłam, że mogliby cokolwiek zrobić - 10%
05. Strach przed sprawcą, lub jego zemstą - 18%
06. Ktoś mnie powstrzymał, lub przekonał - 3%
07. Wstyd, zakłopotanie - 17%
08. Myślałam, że to moja wina - 2%
09. Nie chciałam aby ktokolwiek wiedział - 7%
10. Zbyt wzburzona aby kontaktować się z policją - 3%
11. Nie chciałam aby sprawca został aresztowany, lub miał problemy z policją - 4%
12. Nikt by mi nie uwierzył - 6%
13. Obawiałam się, że stracę dzieci - 0%
14. Nie chciałam kończyć związku - 5%
15. Poszłam bezpośrednio do władz aby zgłosić incydent - 1% (tu się domyślam, że chodzi o pominięcie policji)
16. Ktoś inny powiadomił policję - brak danych
17. Poszłam gdzie indziej po pomoc - 2%
18. Inne - 8%

Widać tu, że policja głównie nie jest powiadamiana gdyż niemal w połowie przypadków rozwiązanie znajduje jest poza strukturami państwa. Brak zgłoszenia z uwagi na wstyd i strach to 35% przypadków. 35% z niezgłoszonych przypadków ataków na tle seksualnym, a nie 95% wszystkich gwałtów.

"Problem z prokuraturami".

No niestety. Wciąż w Polsce obowiązuje domniemanie niewinności. Wiem, że już pojawiają się głosy, że jeżeli ofiara przemocy na tle seksualnym pojawi się gdziekolwiek to mamy zwyczajnie zarzucić takie patriarchalne pomysły jak "a może on jest niewinny?". Wszyscy mają się zamknąć i "Listen and believe"[16]

Problem w tym, że naprawdę istnieją kobiety składające fałszywe zeznania[17]. I nie ma specjalnego znaczenia, czy takich fałszywych oskarżeń jest 1, 2, 8[18] czy może 10%. Jest to nieistotne, bo zwyczajnie nigdy nie będziemy wiedzieć, czy akurat ten oskarżony jest winny. Zniesienie domniemania niewinności będzie oznaczało, że wasz ojciec, brat, syn, czy przyjaciel będzie mógł pójść siedzieć wyłącznie dlatego, że zostanie oskarżony i nie będzie w stanie udowodnić swojej niewinności.

Jeżeli jesteś kobietą to pomyśl, że Twojego chłopaka, narzeczonego, czy męża wsadzą do więzienia, gdyż np. jego ex oskarży go o gwałt, a on nie będzie w stanie dowieźć, że w zeszłą środę między 16:55, a 17:20 naprawdę nie był w bocznej uliczce w swoim samochodzie.

Ilość umorzonych spraw o gwałt wcale nie musi świadczyć o złej woli prokuratorów (i prokuratorek!). To, że 67% spraw jest umarzanych z braku dowodów oznacza, że już prokuratorzy mają uzasadnione wątpliwości. Nie mają pewności, czy przypadkiem nie wsadzą do więzienia kolesia, który miał pecha zadać się z panną z puli 8%.

A na koniec...

Tak swoją drogą - skoro w 2014 zgłoszono 1329 gwałtów [19], a miałoby to stanowić raptem 5-6% wszystkich gwałtów (bo fundacja STER lekko modyfikuje wyniki w zależności od publikacji), to oznaczałoby to, że w 2014 zostały zgwałcone 22150-26580 kobiet. Ponieważ gwałcone są i 15-latki i 85-latki to pójdę sobie na łatwiznę i przyjmę, że kobiet jest w Polsce 17 milionów. W ciągu 70 lat, w takim tempie, zostanie zgwałconych 1860600 kobiet. 20% z 17 milionów to 3400000. Oznacza to, że albo ujawniane jest góra 2-3% gwałtów, albo 1/5 zgwałconych kobiet to kompletny wymysł, albo kobieta może być zgwałcona w wieku 150 lat i to niezależnie od tego od jak dawna nie żyje.

A tu nawet nie doszedłem do owych 4%, które są gwałcone więcej niż dziesięciokrotnie.

Twierdzę zatem, że całe "badanie" fundacji Ster to zwyczajne wymysły i czystej wody bzdura.

I dlatego nie lubię feministek.

[1] //wyborcza.pl/1,75398,19308559,gwalt-dotknal-co-piata-polke-sprawcami-najczesciej-sa-byli.html?disableRedirects=true
[2] //www.fakt.pl/polska/polska-co-piata-polka-zostala-zgwalcona-co-piata-doswiadczyla-proby-gwaltu,artykuly,596078.html
[3] //mediumpubliczne.pl/2015/12/rzeczywista-skala-przemocy-seksualnej-w-polsce-szokujace-dane/
[4] https://pomagam.pl/ster
[5] https://feministactivism.com/2013/12/29/you-might-be-a-rapist/ - "If you stare, grunt, yell, honk or touch yourself when looking at someone you find attractive"
[6] //fra.europa.eu/en/publications-and-resources/data-and-maps/survey-data-explorer-violence-against-women-survey
[7] //fra.europa.eu/en/publication/2014/violence-against-women-eu-wide-survey-survey-methodology-sample-and-fieldwork
[8] h